sobota, 11 kwietnia 2015

Ocena #034

Oceniająca: Carolle
Autor: Anna Pola




Pierwsze wrażenie 6/24
     Kiedy po raz pierwszy przyglądam się blogowi, nie wyłapuję wzrokiem niczego, co mogłoby mi się spodobać i zachęcić mnie do czytania. Myślę sobie, że jest naprawdę przeciętnie, jeśli chodzi o — przykładowo — szatę graficzną.
     Pierwsze, co mnie odrzuca, to to, że opowiadanie znajduje się na witrynie blog.pl. Nigdy nie lubiłam onetowej wersji Bloggera, ponieważ — jak dla mnie — daje ona mało możliwości dotyczących publikacji czy wyglądu szablonów. Sama zaczynałam z Onetem, ale już po miesiącu przeniosłam się na Bloggera, który jest dla mnie bardziej efektywny.
     Szczerze mówiąc, nie widzę tu nic, co mogłoby sprawić, że powiedziałabym: „naprawdę chcę to przeczytać”. Jest biało, szaro, monotonnie, a za jedyne „urozmaicenie” można uznać nagłówek składający się na jedną trzecią twarzy dziewczyny. To ona jest główną bohaterką? Przecież takich mamy mnóstwo! Dodatkowo te jej rude włosy — od razu domyślam się, iż to rzeczywiście może być coś à la „Harry Potter”. Właśnie z nim kojarzą mi się ryże dziewczyny o wyraziście zielonych oczach (to pewnie przez rodzinę Weasleyów).
     Na razie czuję jedynie odrobinę odrzucenia. Na blogu nie ma zbyt wielu ozdobników, które mogłyby sprawić, że strona wyglądałaby ciekawiej i bardziej zachęcała do pozostania na niej na dłużej. Do tego jeszcze ogromna liczba rozdziałów wynosząca w sumie sześćdziesiąt jeden notek. Jak dobrze, że chociaż tekst prezentuje się przyzwoicie na pierwszy rzut oka. Mam nadzieję, że opowiadanie nie okaże się tak słabe, jak miejsce, w którym zostało opublikowane.
     Za kolejne złe posunięcie mogę uznać kompletny brak oryginalności ze strony autorki. Ten blog mógłby równie dobrze należeć do miliona innych ludzi, ponieważ nie ma w nim nic z Ani; nic jej tutaj nie opisuje. Blog jest po prostu zwykły, nieciekawy i prosty. Mogłabym uznać go za minimalistyczny, ale nawet w minimalistyczności jest to „coś”, co powinno przyciągać naszą uwagę. Na boso-po-mokrej-trawie nie widzę niestety nic podobnego.
     Tytułem bloga, jak przynajmniej zakładam, jest cytat wypowiedziany niegdyś przez Józefa Piłsudskiego: „Kto nie był buntownikiem za młodu, ten będzie świnią na starość”. Mimo że Ania sama go nie stworzyła, miała jakiś cel, aby umieścić tę myśl na własnym blogu. Tytuł zachęca mnie do przemyśleń od razu po tym, jak się z nim zapoznaję. Daje mi pewnego rodzaju podpowiedź, choć nie do końca mówi, o co w nim chodzi; dostaję pełną swobodę do własnej interpretacji. Józef Piłsudski żył w czasach I wojny światowej, dlatego cytat mógł znaczyć zupełnie coś innego, niż znaczy teraz dla nas. Mogę jednocześnie zastanawiać się, jak rozumiem to ja, i próbować odgadnąć, jak rozumiał to kiedyś on.
     Adres bloga jest kompletnie inny niż jego tytuł, nie czuję nawet najmniejszego powiązania między obiema nazwami. Boso-po-mokrej-trawie? Co to może znaczyć? Kojarzy mi się z najoczywistszym: z chodzeniem bosymi stopami po trawie, rankiem, kiedy jeszcze jest zroszona. Jestem ciekawa, jakie ten adres może mieć odzwierciedlenie w opowiadaniu, i czy w ogóle jest z nim powiązany.
     W oczy rzuca mi się oczywiście dziewczyna z nagłówka, ponieważ tylko ona jest tutaj czymś więcej niż tylko białoszarym tłem. A tytuł, mimo że dający do myślenia, jest odrobinę za długi, jak na tytuł dla utworu literackiego.


Grafika 13/23
     Nie będę zdziwiona, jeśli napiszę teraz najkrótszą ocenę grafiki w całej mojej historii wszystkich ocen grafiki. Praktycznie nie mam czego oceniać, czego komentować. Blog składa się na szare tło, na którym widzimy biały pasek z czarnym tytułem na samej górze, pięcioma podstronami trochę niżej i nagłówkiem przedstawiającym uciętą dziewczynę, w której możemy podziwiać… oko, zielone oko. No ale jakiś szablon to jest, prawda?
     Wygląd bloga nie jest powiązany z jego treścią, ponieważ opowiadanie — w odróżnieniu od szaty graficznej — nie jest szare, monotonne i nieciekawe. Wyraża o wiele, wiele więcej niż oprawa bloga, przez co czytelnicy sugerujący się pierwszym wrażeniem stracą naprawdę niezapomnianą przygodę, którą mogliby przeżyć wraz z bohaterami boso-po-mokrej-trawie.
     Blog posiada trzy dodatki, które znajdują się po jego prawej stronie (na pierwszy rzut oka niewidoczne, trzeba nacisnąć „Czytaj więcej”, aby je zobaczyć). Szczególnie interesujące wydają się „Suche fakty”.  Kolejnym, trochę mniej efektywym urozmaiceniem, są podstrony znajdujące się nad skromnym nagłówkiem.
     Styl czcionki jest zwykły, toteż nie mam problemu, aby się odczytać, a czarny kolor tekstu idealnie pasuje do białego paska (nie będę nazywać go tłem, tło jest szare), na którym umieszczona została treść opowiadania.
     W kolorystyce nie ma nic nadzwyczajnego; szarość i biel zawsze prezentują się dobrze, dlatego nie potrafię ich skrytykować — nawet monotonii, którą wprowadzają. Wszystko (choć nie wiem dokładnie, co znaczy to „wszystko”, bo oprócz tekstu niczego innego tu nie ma) prezentuje się estetycznie, mimo że reklama „Znajdź nas na Facebook” delikatnie wybija mnie z rytmu.
     Nagłówkowa ilustracja nie jest najlepszej jakości, ale też nie prezentuje się brzydko; po prostu brakuje w niej czegoś, co mogłoby ciekawić. Widzę jedynie kawałek włosów i twarzy dziewczyny, jej oko oraz zielony kocyk, który — szczerze powiedziawszy — nie wiem, co tam robi.
     Elementów jest naprawdę mało. Nic więcej, tylko same rozdziały plus te trzy gadżety z prawej strony. Dlaczego? Nie chciało się, czy taki był zamiar?


Treść 92/92
*Fabuła/Akcja 28/28
     Byłam zdziwiona, że jak na tak długie i obszerne opowiadanie, nie zdołałam wyłapać w nim żadnych niezgodności. Tekst boso-po-mokrej-trawie jest naprawdę spójny, zapchany — oczywiście w dobrym tego słowa znaczeniu — przez niesamowicie dokładne opisy będące jak wisienka na torcie oraz dialogi (szczególnie upodobałam sobie te rozbawiające, są po prostu zabójcze) wywołujące u czytelnika całą gamę emocji. Myślę, że kiedyś te opisy mogłyby dorównać swoim krewnym z powieści „Nad Niemnem” Elizy Orzeszkowej, choć opisy Ani nigdy nie stałyby się nużące — w odróżnieniu od tych autorstwa pani Elizy.
     Przeczytać te sześćdziesiąt jeden rozdziałów, to jak przeżyć całe życie z Huncwotami — takie właśnie odnoszę wrażenie. Poprzez realistyczne przedstawienie postaci naprawdę się z nimi zżyłam i skończyłam opowiadanie, nawet nie wiedząc, że to już koniec. Czas zleciał mi bardzo szybko! A to tylko niecały rok z Lily, Jamesem, Edith i innymi.
     Wątków w opowiadaniu jest dużo — a tu lekcje w Hogwarcie, a tu bal, a tu zabawa w dormitoriach. Myślę, że mogłabym tak wymieniać dość długo; co jak co, ale trochę tych zdarzeń było, co zresztą sugerować nam może liczba rozdziałów.
     Akcja nigdy nie stała w miejscu, ani nie spieszyła. Czasami te dokładne opisy, o których już wspominałam, sprawiały, że akcja rzeczywiście zwalniała, ale na pewno nie do tego stopnia, że mogłaby zacząć nudzić. Najlepszym, a zarazem najszybciej przeczytanym przeze mnie wątkiem była druga część Turnieju Jednorocznego, kiedy to James wrócił z pola bitwy bez czucia w całym swoim ciele. Opis zadania był interesujący, ukazujący elementy fantastyczne, co potwierdza, że opowiadanie naprawdę ma w sobie tę magiczną cząstkę.
     Może akcja nie trzymała mnie w napięciu, ale przecież to nie horror ani thriller. Muszę jednak przyznać, że gdy Syriusz wyznał miłość Edith, w tempie szybszym niż światło rozpoczęłam kolejny rozdział — po prostu musiałam wiedzieć, co się zdarzy, i jak zareaguje młoda Path!
     Opowiadanie nie trzyma się jakiegoś określonego schematu, przez co podczas czytania nie ogarnęła mnie najzwyklejsza w świecie nuda — a to, przy ponad sześćdziesięciu rozdziałach, nie lada wyczyn.
     Boso-po-mokrej-trawie, tak jak autorka wspominała w zgłoszeniu, jest opowieścią z rodzaju fan fiction, a przedstawia historię Huncwotów — na blogu napisane jest nawet, że to „historia o rodzicach Harry’ego Pottera”, Lily i Jamesie. Jeśli tak, z utęsknieniem czekam, aż coś zadzieje się w tym kierunku: aby połączyć naszą wspaniałą dwójkę.
     Mogę powiedzieć, że cała fabuła jest dla mnie ogromnym zaskoczeniem. Co jak co, ale nie spodziewałam się niczego dobrego, a co dopiero ciekawego, po blogu mającym na swoim koncie sześćdziesiąt jeden długaśnych rozdziałów. Przyznam szczerze: myślałam, że będzie to „starsza” wersja Harry’ego Pottera (bo o jego rodzicach), który — niestety — nie przypadł mi do gustu (mówię o ekranizacjach książek J. K. Rowling). Dlatego jest to dla mnie bardzo pozytywne zaskoczenie!

*Świat Przedstawiony 20/20
     Pod względem ilości przedstawionych bohaterów, której oczekiwałam po blogu, mogę przyznać, że opowiadanie spełniło moje wymagania. Otóż postaci jest w tym fan fiction opór i aż trudno jest mi zacząć wymieniać te wszystkie imiona, ponieważ boję się, że o kimś zapomnę, a tego bym oczywiście nie chciała.
     Od razu wspomnę, że bohaterem, w którym całkowicie się zakochałam, jest James. On i te jego żarty — najlepszy duet na świecie (oczywiście nie wyłączając Syriusza)! Moim zdaniem został przedstawiony najlepiej ze wszystkich, choć reszta i tak zawsze będzie deptała mu po piętach, ponieważ każdy (z czołowych postaci) został wykreowany na bardzo charakterystyczną i jedyną w swoim rodzaju osobę.
     James Potter to naprawdę przystojny Gryfon, żartobliwy, przyjacielski i… dość głupi. Autorka bloga najlepiej określiła go na podstronie o bohaterach, pisząc, że „mózg zgubił po drodze”. Jest przeuroczy na ten swój oryginalny sposób (może przez głupotę?), zaczepny i szczery. Potrafi stać się odpowiedzialny, gdy wymaga tego sytuacja. James uwielbia Edith, a jego najlepszymi przyjaciółmi są Syriusz i Remus. Polubiłam go od razu, a spowodowane zostało to pewnie przez jego charakterystyczne poczucie humoru. Najdokładniej pamiętam jedną akcję z nim w roli głównej, przy której naprawdę się śmiałam — jedną z licznych oczywiście. Było to trochę za połową spisu rozdziałów, sądzę, że u schyłku trzydziestki: James wszedł do Pokoju Wspólnego Gryfonów, w którym Rose, Edith i Lily siedziały na kanapie. Jako że Potter nie zauważył żadnego wolnego miejsca dla siebie w pobliżu, rzucił się na ową kanapę, przyjmując pozycję „na szczupaka”. Od tej pory „rzut na szczupaka” zawsze pozostanie w moich myślach, naprawdę.
     Lily Evans jest spokojną, zazwyczaj opanowaną i dobrze uczącą się Gryfonką. Zdecydowanie jedna z ulubienic Jamesa. Najlepiej idzie jej z eliksirami; mogłoby się zdawać, że kociołek jest większą częścią życia Lily. W jednym rozdziale zrobiła eliksir miłosny, który do własnych potrzeb wykorzystała panna Vane, jedna z młodszych uczennic Hogwartu pragnąca miłości Eryka Frossa. Ku zdziwieniu niektórych, Eryk — młody Bułgar, uczeń Durmstrangu i właściciel rozbrajającego uśmiechu jednocześnie, zamiast wyznać uczucie młodej Vane, idzie do Dorcas Colins — beztroskiej Gryfonki uzależnionej od gumy malinowej. Co lepsze, dziewczyna odwzajemnia uczucie chłopaka, oczywiście na swój „dziwny” sposób — bo wbijając mu igłę prosto w szyję.
     Jeśli mówię już o Eryku, warto również wspomnieć Williama oraz Bartona, będących jego przyjaciółmi z Durmstrangu. Will w Sylwestra pocałował Lily, w której się podkochuje, a Barton praktycznie do samego końca opublikowanej części utworu pozostaje chłopakiem Rose Wing. Rose natomiast, kolejna utalentowana Gryfonka, pochodzi z rodziny lordowskiej, a swoją urodę uważa za „przekleństwo jej życia”. Z uczuciami nie radzi sobie najlepiej; czasami jest po prostu chłodna i niemiła.
     Mówiąc szerzej o obcokrajowcach, nie mogę pominąć najśliczniejszej Gryfonki, Francuzki Edith Path, będącej najbardziej charyzmatyczną i rozgadaną osobą na świecie. Jej uśmiech działa cuda, a sama Edith jest jedną z najlepszych ścigających quidditcha w drużynie Gryffindoru.
     Syriusz Black — chłopak mogący mieć każdą dziewczynę. Albo przynajmniej właśnie tak mu się wydaje, dopóki nieszczęśliwie zakochuje się w swojej przyjaciółce, Edith. Jedna z najbliższych osób Jamesowi, mająca niesamowicie dobry kontakt z Rose. Syriusz jest dowcipnisiem ukrywającym w sobie prawdziwy potencjał.
     Remus Lupin to najdojrzalszy z Huncwotów, mądry, ambitny i pracowity. Ma wielkie serce, stara się każdego wysłuchać i zrozumieć. Jest ironiczny i uwielbia czekoladowe ciasteczka.
     Oprócz powyżej opisanych, poznajemy również Alicję Houckson i Franka Longbottoma, będących jak przykładne hogwarckie małżeństwo, Petera Pettigrewa, jednego z Gryfonów oraz wiele, wiele innych ciekawych postaci.
     Czas akcji opowiadania jest przedstawiony wyraźnie — autorka podaje dzień tygodnia i konkretną datę (bez roku).
     Jak już wspominałam w „Fabule/Akcji”, treść zawiera naprawdę dużo opisów — zupełnie jak postaci! — które są rozbudowane do granic możliwości, bogate w interesujące szczegóły, a co najważniejsze: ciekawe i ułatwiające czytelnikowi wyobrażenie sobie rozgrywanych sytuacji, miejsc, do których docierają bohaterowie, jak i samych postaci.

*Styl/Dialogi 37/37
     Napisanie boso-po-mokrej-trawie było w stu procentach jednym z najlepszych pomysłów autorki. Z tego, co wiem, służyć miało, jak i nadal ma, za formę „przyjemnego zapychacza czasu” — i tylko zapychacza. Miałam nie brać go „na poważnie”, śmiać się głupot, a czytanie potraktować jako dobrą zabawę — tak też zrobiłam.
     Opowiadanie przeczytałam w zaledwie cztery, pięć dni, wprost nie mogąc się od niego oderwać. Zafascynował mnie sposób, w jaki prowadzona była akcja oraz charakterystyczny styl pisania autorki.
     W utworze zdarzały się nieprzewidywalne zwroty akcji, lecz nie sądzę, by były one niezbędne w przypadku boso-po-mokrej-trawie. Treść jest wystarczająco intrygująca i bez nich.
     Styl autorki, co zaznaczyłam już powyżej, nie jest taki znów zwyczajny. Czytając, od razu mogę poczuć to „coś”, co mówi mi, że Ania nie jest byle jaką osobą, która przypadkowo urwała się z choinki i postanowiła, że zacznie pisać opowiadanie. W jej rozdziałach dostrzegam opór pracy, którą musiała włożyć w to, aby stać się taką autorką, jaką przedstawia poprzez fan fiction o Huncwotach.
     Słownictwo Ani jest bogate, choć podczas czytania nie miałam potrzeby, aby posłużyć się słownikiem. Od razu dostrzegalne jest to, że pisze ona językiem młodych ludzi, i wprost do nich.
     Dialogi — według mnie — są jedną z czterech najlepszych części opowiadania (oprócz wykreowania postaci, formy fabuły i opisów). Czasem długie, czasem krótkie; zabawne, refleksyjne, smutne lub zapierające dech w piersi — takie właśnie są: różnorodne i barwne. Dzięki nim, oczywiście po części, potrafiłam lepiej przypatrzeć się wykreowanym bohaterom, ich słowom i zachowaniom.
     W opowiadaniu występuje narracja trzecioosobowa; narrator „z góry” obserwuje poczynania młodych czarodziejów.
    
*Oryginalność 7/7
     Miejsca, w których przebywali bohaterowie, rzeczywiście zaczerpnięte zostały z twórczości pani J. K. Rowling i jej słynnej serii książek o Harrym Potterze. Jak sama Ania podkreśla — jej fan fiction opowiada o Huncwotach, konkretniej: o rodzicach samego Harry’ego, dlatego miejsca takie jak — na przykład — Hogwart pojawić się musiały. Jednak, mimo wszystko, ja absolutnie nie uważam tego za jakąkolwiek formę plagiatu czy ściągi: idee towarzyszące Ani podczas tworzenia są w stu procentach jej, czego jestem pewna.
     Pomysły autorki są jednymi z najciekawszych, na jakie w życiu trafiłam, biorąc pod uwagę opowieści mówiące typowo o życiu nastolatków — ich kłótniach, przyjaźni i romansach. Przez sześćdziesiąt jeden rozdziałów zachwycona byłam tą nadzwyczajną oryginalnością i mam nadzieję, że pozostanie ona z Anią na dłużej.


Poprawność 16/50
     Mimo że w „Interpunkcji” i „Innych błędach” odjęłam prawie wszystkie punkty, muszę powiedzieć, że gaf w całych sześćdziesięciu jeden rozdziałach, które okazały się być bardzo obszernymi, nie było strasznie dużo — właśnie ze względu na długości notek.
     Tak jak u każdego, zdarzają się błędy, które ja nazywam po prostu „niedopatrzeniami”, ponieważ są tak oczywiste, iż — sądząc po jakości rozdziałów i języku autorki — nie mogły zostać popełnione umyślnie. Powtórzenia, braki spacji między słowami — to również się zdarza.
     Jestem bardzo zadowolona z wyniku ortograficznego, ponieważ autorka straciła jedynie trzy punkty, co znaczy, że popełniła tylko trzy błędy. Gorzej jest natomiast z interpunkcją (którą wszyscy tak bardzo kochamy, prawda?).
     Myślę, że przede wszystkim wypadałoby powtórzyć zasady stawiania przecinków: przed „co”, w wyrażeniach takich jak „mimo że”/„jako że” oraz w sytuacjach, kiedy oddzielamy zdania nadrzędne od podrzędnych i podrzędnych wyważonych równoważnikiem imiesłowowym.
     Cieszę się, że dialogi są nie jedynie ciekawe, a również w miarę poprawne — oczywiście wyjątki wypisałam w „Interpunkcji”. Ważne jest jednak, żeby zamiast dywizu (-), używać myślnika (–).
     Opowiadanie jest na tyle wciągające, że błędy — na ogół — wyłapać jest trudno. Ich obecność nie działa na tekst katastrofalnie, lecz odrobinę psuje jakość czytania.

*Ortografia 12/15
Rozdział 60 – Kolka
     Panatowi trudno było znaleźć dla niego następce… = następcę; w 3 os. l. poj. piszemy końcówkę „ę”, nie „e”
     […]jak najmożliwiej delikatnie[…] = złe stopniowanie przymiotnika; „jak najbardziej możliwie” lub po prostu „jak najdelikatniej”

Rozdział 61 – Rose kontra lustro
     Barton siedział w swojej kajucie w klęczkach[…] = „na klęczkach”

*Interpunkcja 0/10
Prolog – James
     […]która obsypywała go pocałunkami błagając, żeby coś powiedział. = przecinek przed „błagając”, oddzielamy w ten sposób zdanie podrzędne od nadrzędnego

Rozdział 1 – Wrzesień pachnie Hogwartem, Hogwart pachnie kwiatami
     […]pokonaliśmy nie byle jakie przeszkody, żeby tylko dla ciebie – uniósł w górę palec. – Jedynie dla twojej przyjemności, przedrzeć się do Hogsmeade[…] = bez kropki po „palec”, „jedynie” małą literą; w ten sposób poprawnie zapiszemy jedną wypowiedź, w której środek włączono didaskalia

Rozdział 59 – Skrajnie Poniżej Oczekiwań
     - Och jasne – warknął James. = przecinek po „och” [+ powinny być myślniki zamiast dywizów; tak samo w poniższych przykładach]
     - Więc co dokładnie jej powiedziałeś? – uwaga Syriusza znowu skupiła się na Jamesie. = „uwaga” dużą literą; didaskalia nie łączą się z wypowiedzią bohatera, dlatego zapisujemy całość jako dwa oddzielne zdania
     - Nic szczególnego – wzruszył ramionami. = kropka po „szczególnego”, „wzruszył” dużą literą; zasada taka jak wyżej
     - Okej – Remus odetchnął z ulgą[…] = kropka po „okej”; znów ta sama zasada
     […]i po tym wszystkim, co wam dzisiaj powiedziałam myślałam[…] = przecinek przed „myślałam”; musimy oddzielić przecinkami wtrącenie
     - Chyba, że… = „chyba że”, tak samo jak „mimo że”, „tyle że”, „jako że”, piszemy bez przecinka przed „że”
     - […]A twoje zaprzeczenia – dodał szybko, powstrzymując ją od wtrącenia kolejnego gniewnego komentarza. -  Tylko potwierdzają[….] = bez kropki po „komentarza”, „tylko” małą literą; w ten sposób poprawnie zapiszemy jedną wypowiedź, w której środek włączono didaskalia
     - […]Poza tym – dodała szybko, zanim zdążył się wtrącić. – Wcale nie jestem taka pewna, czy to jest wada. = bez kropki po „wtrącić”, „wcale” małą literą”; zasada taka sama jak wyżej

Rozdział 60 – Kolka
   Lily zdecydowała się przyznać mu rację energicznie kiwając w jego kierunku pałeczką z francuskiego ciasta. = przecinek przed „energicznie kiwając”; musimy oddzielić zdanie nadrzędne od podrzędnego, które wyważone jest równoważnikiem imiesłowowym
     […]rodzinach dzieci przychodziła równie łatwo co pstryknięcie palcami. = przecinek przed „co”, ponieważ występuje ono przed orzeczeniem [w tym przypadku orzeczeniem jest „pstryknięcie”]
     […]jak każdy facet reagując na jej uśmiech jeszcze radośniejszym grymasem. = przecinek przed „reagując”; zasada taka sama, co w pierwszym przykładzie z tego rozdziału
   […]a ona mogła z tym zrobić co chciała…[…] = przecinek przed „co”, znów za sprawą następującego po „co” orzeczenia
     Radosnym krokiem osoby, która nie wynosi na własnej skórze połowy murawy z boiska podeszła do drzwi[…] = przecinek przed „podeszła”; oddzielamy zdanie nadrzędne od podrzędnego
    […]w pozycji przypominającej ni to szpagat ni to przysiad[…] = „ni to, ni tamto” piszemy z przecinkiem

*Inne błędy 1,5/15
Prolog – James
     […]przyjaciela przed zrobieniem czegośś[…] = „czegoś”
     I dopiero wtedy spojrzał w końcuwprost w oczy Jamesa[…] = spacja między „końcu” a „wprost”
     - Tozawsze będziesz ty – wychrypiał James[…] = spacja między „to” a „zawsze”
     Wciągnął z nozdrza zapach jej włosów i zamknął oczy. = „w”

Rozdział 1 – Wrzesień pachnie Hogwartem, Hogwart pachnie kwiatami
  […]błyskotliwym pomysłem, a złość McGonagall tępym oporem[…]= dobrze byłoby zastosować poprawne cudzysłowy; mam nadzieję, że wiesz, jak one wyglądają
     Od razu było widać, że farbpwane. = „farbowane”
  […]klasnął w dłonie, a stoł zaroiły się od pięknie wygladających potraw. = „stoły”, „wyglądających”
     – Jest jeszcze jedna rzecz, o której należy wspomnieć, gdyż Ceremonia Przydziału jeszcze się nie skończyła! = powtórzenie

Rozdział 59 – Skrajnie Poniżej Oczekiwań
  […]Remus odetchnął z ulgą i ponieważ by dla Jamesa wyrocznią w kwestiach słownych wpadek[…] = „był”
     […]jęknęła Rose, tera już zupełnie dławiąc się od śmiechu. = „teraz”
     Tym razem to całą trójka wybuchnęła śmiechem[…] = „cała”
     […]że jej akirat nie jest zupełnie do śmiechu. = „akurat”
     […]nie będę przecież krzyczeń na dziecko. = „krzyczeć”
     […]roześmiała się, kiedy byli już weszli na Salę. = tej końcówki zdania nie za bardzo rozumiem; albo „kiedy już weszli na Salę”, albo „kiedy już byli na Sali”

Rozdział 60 – Kolka
     Edith zachichotała w swoją miskę zupy mlecznej, = kropka na końcu zdania
     […]rzuciła w końcu, nie do końca na serio. = powtórzenie
     […]po swoim paskudnym stroju i brudnych dłoniac. = „dłoniach”
     […]mruknął ze śmiechem, wstając i łapiąc je za ramiona. = „ją” [Lily]
     Trzasnął drzwiami i wyszedł. = najpierw się wychodzi, potem trzaska drzwiami
     - Już siódma – powiedział. – Gryfoni skończyli już pewnie swoją turę. = powtórzenie
    […]którą bez jego zgody wypluwała jego przeraźliwie pomysłowa teraz wyobraźnia = powtórzenie

Rozdział 61 – Rose kontra lustro
     – Więc czego być chciał? = „byś”
     […]i gwarancja zowlnienia do Skrzydła Szpitalnego[…] = „zwolnienia”
     […]że kiedy już decydowała się na użyciu swojego wewnętrznego czaru[…] = „użycie”
     […]które rzuciła jej choćby właśnie teraz znad jej egzemplarza[…] = powtórzenie
     […]co porównywanie wyboru Perfekta Naczelnego i Ministra Magii. = „Prefekta”


*Dodatki 14/15
     Blog zawiera pięć dodatkowych zakładek, a są to dokładnie:
— „Spis treści” — czyli spis wszystkich sześćdziesięciu jeden rozdziałów wraz ich tytułami;
— „Autorka” (choć na podstronie „O Autorce (czemu „Autorce” dużą literą?) słów kilka” — spodobało mi się to, że Ania opisała siebie na podstawie bohaterów, których stworzyła w opowiadaniu; na podstronie wymienia też swoje ulubione paringi, postacie i rozdziały;
— „Bohaterowie” — cieszę się szczególnie z powodu pierwszych słów umieszczonych na samej górze podstrony; zdjęcia bohaterów wraz z ich opisanymi (nad wyraz ciekawymi i zabawnymi!); przy ostatnim opisanymi bohaterze (czyli Franku) jest błąd, ale jestem pewna, że sama go znajdziesz;
— „Podsumowania” — czyli coś, co jest naprawdę dobrym pomysłem, jeśli chodzi tu o bloga ze stażem ponad sześćdziesięciu rozległych notek; przydatna podstrona, żeby nie powiedzieć, że najlepsza (moją ulubienicą pozostaje ta z bohaterami); jedno z podsumowań (to po rozdziale 55-tym) jest napisane dużą literą, czemu?;
— „Linki” — odnośniki do opowiadań, katalogów i ocenialni; w tym button Internetowego Spisu.
     Po prawej stronie bloga znajdziemy też parę dodatków:
— „Od autorki” — z nieaktualną informacją, którą radzę zmienić;
— „Suche fakty” — jak sama nazwa wskazuje; nieliczne błędy:
     *[…]poddali się kosztownym zabiegom odmładzającym i przyjęli ich później do Hogwartu. = może lepiej niech będzie „przyjęto ich później”,
     *Uczniowie wszem wobec informują[…] = „wszem i wobec”,
     *[…]bardziej o młodych ludziach, niż o świecie Harry'ego Pottera. = zbędny przecinek,
     *UWAGA!) = ta prawa część nawiasu jest niepotrzebna kiedy nie ma lewej,
     *Naprawdę się złoszczę, kiedy ktoś czyta bloga, a go nie komentuję. = „komentuje”,
     *[…]jakie są moje mocne i gorsze strony[…] = „mocne i słabe” lub „lepsze i gorsze”;
— „Statystyki” — liczba wyświetleń bloga i liczba komentarzy.
     Dodatkowe informacje o opowiadaniu znajdują się w „Podsumowaniach” i w „Suchych faktach”. Wszystkie linki i odnośniki są poukładane, wyglądają estetycznie oraz działają prawidłowo (nie działa jedynie „Prolog – James”).
     Gadżety są tylko trzy, ale ich małą ilość wynagradza jakość (szczególnie „Suchych faktów”), dlatego pozostaję przy stwierdzeniu, że odebrałam je pozytywnie.
     Nie ma zbędnych zakładek.


Mowa końcowa
Dodatkowe punkty od oceniającej: 3/5 punktów
     Treść na tyle przypadła mi do gustu, że postanowiłam przyznać jej aż cztery dodatkowe punkty.
     Pierwszy należy się za ciekawą fabułę i mnóstwo pomysłów na wątki oraz nieprzewidywalne akcje, które sprawiły, iż z każdym rozdziałem coraz bardziej „wkręcałam się” w całą opowieść. Przyznaję też drugi wszystkim niesamowitym postaciom z moim ulubionym Jamesem na czele — dobra robota! Trzeci wędruje do autorki za obszerne opisy, dzięki którym opowiadanie — możliwe! — będzie można porównać kiedyś do twórczości Elizy Orzeszkowej, a czwarty za dialogi wywołujące u czytelnika całą gamę emocji oraz za tę „swobodę pisania”, którą autorka pokazała już w pierwszych rozdziałach. Jeden punkt muszę niestety odjąć. „Poprawność” nie wyszła zbyt dobrze.
     Nie można jednak osiadać na laurach. „Pierwsze wrażenie” oraz „Grafika” wypadły naprawdę słabo na tle treści. Trzeba nad tym popracować, tak samo jak nad „Poprawnością”. Mimo iż na tak dużą ilość rozdziałów nie jest to jakaś pokaźna liczba błędów, musiałam odjąć prawie wszystkie punkty. I to pewnie dlatego ocena końcowa jest dosyć słaba mimo genialnego utworu.
     Moja punktacja pokazuje, iż naprawdę nie powinno się oceniać książki po okładce. Po napisaniu dwóch pierwszych punktów byłam nieco zniechęcona do boso-po-mokrej-trawie, choć — jak widać niepotrzebnie — ponieważ opowiadanie okazało się genialne.
     Ocena boso-po-mokrej-trawie jest jedną z najbardziej kontrastowych ocen, jakie napisałam do tej pory. Widać to szczególnie wtedy, gdy porównamy liczbę punktów uzyskanych za treść fan fiction z punktami z — na przykład — „Pierwszego wrażenia” czy „Grafiki”.
     Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci powodzenia, Aniu. Jesteś na dobrej drodze do sukcesu, jednak pamiętaj, że o wygląd zewnętrzny bloga również wypadałoby zadbać. Inaczej nie przyciągniesz do siebie czytelników. Powodzenia!

Punkty w sumie 144/209

Ocena:


ok. 69%, czyli Trójka też nie jest taka zła!

6 komentarzy:

  1. "Pierwsze, co mnie odrzuca, to to, że opowiadanie znajduje się na witrynie blog.pl. Nigdy nie lubiłam onetowej wersji Bloggera, ponieważ — jak dla mnie — daje ona mało możliwości dotyczących publikacji czy wyglądu szablonów. Sama zaczynałam z Onetem, ale już po miesiącu przeniosłam się na Bloggera, który jest dla mnie bardziej efektywny."
    Blog.pl nie jest onetową wersją bloggera, tylko całkowicie samodzielną platformą :P. Poza tym oceniasz opko czy gust autorki w wyborze platformy blogowej? :P

    "Na razie czuję jedynie odrobinę odrzucenia. Na blogu nie ma zbyt wielu ozdobników, które mogłyby sprawić, że strona wyglądałaby ciekawiej i bardziej zachęcała do pozostania na niej na dłużej."
    A czego Ci brakuje? Glitterków, kursora-serduszka i google translatora? xD Ja z kolei uwielbiam minimalizm na blogach, więc to mi jak najbardziej pasuje (no, gdyby tylko nagłówek nie był rozmazany :P.

    "W oczy rzuca mi się oczywiście dziewczyna z nagłówka, ponieważ tylko ona jest tutaj czymś więcej niż tylko białoszarym tłem."
    Akurat tło jest tutaj całkowicie białe :P.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 1. Oceniająca tylko się wypowiedziała, że nie lubi takich platform, to była tylko wzmianka, każdy ma prawo. A z tego, co widzę, to za do punktów nie odjęła.
      2. Jedni lubią minimalizm, drudzy przepych, bogactwo, dynamiczność. Chyba na tym polega ocena, żeby oceniająca wyrażała SWOJE zdanie, a nie twoje czy innej większości.
      3. Kwestia ludzi. ;) Niektórzy widzą kolor łososiowy, a inni upierają się, że to jasnoróżowy. ;D

      Usuń
    2. 1. Doskonale wiem, że to samodzielna platforma. ;) Po prostu nazwałam ją "onetową wersją Bloggera", nic więcej.
      I nie, nie oceniam tylko opowiadania, a całego bloga, więc mogę skomentować wszystko, i właśnie to zrobiłam.
      2. Jak zaznaczyłam, również lubię minimalizm, ale na blogu zabrakło mi "tego czegoś". Niestety żadna z wymienionych przez Ciebie propozycji nie jest "tym czymś".
      3. Tło jest akurat szare, ale postanowiłam, że połączę je z bielą widoczną przy postach.

      Usuń
  2. W ramach współpracy prosimy o dodanie informacji o konkursie, najlepiej zdjęcia z notki :) http://dark-trailer.blogspot.com/2015/04/konkurs.html

    OdpowiedzUsuń
  3. Hej, dziękuję bardzo za ocenę. Była dla mnie jak balsam na nerwy ;)
    Od razu się przyznam, że nie przywiązuję dużej wagi do wyglądu bloga, najważniejsze jest dla mnie, żeby czarny tekst był na białym tle, bo mnie przynajmniej najlepiej się tak czyta. Jak zgadłaś, nie mogę jednak dojść do przyjemnego minimalizmu głównie w uwagi na to cholerstwo onetowskie. Zastanawiałam się nad przenoszeniem bloga, ale nie wiem, czy to jest warte całej tej pracy.
    Błędy, które wymieniłaś, to, jak sama z resztą podejrzewałaś, głównie literówki. Z interpunkcją sprawa ma się trochę inaczej. Zasady, które tutaj przytoczyłaś, znam dobrze, jednak czasami łamię je, gdy uważam, że zyskuje na tym przekaz. Przecinki przed imiesłowami wprowadzają niepotrzebne pauzy, gdy odczytujemy tekst w naszej głowie, więc często z nich rezygnuję, by dialogi przebiegały bardziej dynamicznie. To niepoważne podejście, wiem, ale przyjmuję zasadę: mój blog, moje królestwo!
    A teraz do sedna, bo to wyżej to tylko takie niepotrzebne w sumie wytłumaczenia: Jestem bardzo, bardzo szczęśliwa z oceny, szczególnie, że niedawno oceniono mnie w sposób nie ostry, ale po prostu bez zrozumienia mojego opowiadania. Tak mi się przynajmniej wydaję. Cieszę się, że tym razem trafiłam na osobę, która (tak podejrzewam) ma podobne poczucie humoru i odbiera moje odstępstwa od kanonu nie jako wadę, ale wręcz przeciwnie, zaletę - oryginalność. I że polubiłaś moich bohaterów, bo czytanie boso- bez sympatii dla nich jest moim zdaniem kompletnie bezsensowne i pewnie strasznie nużące.
    Mam jeszcze taką tyci-tyci nadzieję, że, skoro tak Ci się podobali, zostaniesz z moimi Huncwotami na dłużej ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hej! Cieszę się, że jesteś zadowolona z oceny.
      Rzeczywiście, do przenoszenia jest dużo, więc decyzję pozostawiam Tobie. ;)
      "Przecinki przed imiesłowami wprowadzają niepotrzebne pauzy, gdy odczytujemy tekst w naszej głowie, więc często z nich rezygnuję, by dialogi przebiegały bardziej dynamicznie." Zgadzam się. Ja jednak musiałam zaznaczyć to w ocenie.
      Twoich bohaterów wręcz pokochałam! Oczywiście, że z nimi zostanę. No bo jak mogłabyś opuścić Jamesa? ;p

      Usuń

Poprzednie Notki