Oceniająca: Carolle
Autor: Jennifer Bridget Aithne
Pierwsze Wrażenie 12/24
Gdy wchodzę na bloga po raz pierwszy, odczuwam odprężenie i
spokój. Ciepłe barwy szablonu są wspaniałym i przytulnym powitaniem. Sprawia to,
że od razu czuję się tu bardzo dobrze. Kolorystyka utrzymana w delikatnych
odcieniach brązu i czerwieni działa na mnie kojąco, więc bez pośpiechu zaczynam
dokładniej przyglądać się pozostałym częściom bloga.
Tekst postów wygląda estetycznie, od razu zauważam też
akapity. Nie jestem wielbicielką Harry’ego Pottera, ale zawsze chętnie czytam
różne interpretacje powieści J. K. Rowling. Dlatego, szczerze mówiąc, nie mam
nic przeciwko, aby właśnie w tej chwili zagłębić się już w tekst utworu.
Lekko dekoncentruje mnie tytuł na nagłówku, który widać, że
nie jest z nim połączony i nie jest jego częścią. Na miejscu autorki od razu
bym go wyrzuciła. To samo tyczy się również interaktywnej notatki migającej po lewej stronie — w ogóle nie pasuje do kolorystyki, w jakiej utrzymana
została reszta strony, a ludzik z wielkimi oczami przyprawia mnie jedynie o zbyt
duże dawki litości. Mimo wszystko uważam, że pomysł na Magiczne życie Jennifer Aithne jest naprawdę niezły. Błędy można
przecież zniwelować.
Trudno powiedzieć, czy widać — tak na pierwszy rzut oka —
pomysł autorki. Jestem w stanie docenić tytuł, choć nic w nim nadzwyczajnego.
Po prostu: imię głównej bohaterki z dodatkiem „magiczne życie”, bo to, cóż, w
końcu Harry Potter. Szablon jest śliczny, owszem, ale wątpię, iż został
wykonany przez autorkę. Nie mam też pojęcia, czy na nagłówku widnieje Jennifer,
czy jest to po prostu przypadkowa dziewczyna. Adres bloga brzmi podobnie jak
jego tytuł — tym razem imię pani Aithne zostało usunięte i zastąpione słowem
„Hogwart”, co oznacza magiczną szkołę, w której nauki pobierają czarodzieje.
Znów nic nowego, a wszystko jest nadzwyczaj przewidywalne. Na szablon pomysłu
nie zabrakło, ale na tytuł niestety owszem, przez co zaczynam się bać, ponieważ
pierwszy krok wgłąb opowieści okazuje się być banalny.
W oczy rzuciły mi się dwie rzeczy, o których wspomniałam już
powyżej, ale, jak się okazało, nie były to dobre spostrzeżenia. Moim zdaniem i
notatka, i tytuł na nagłówku są do natychmiastowego usunięcia.
Grafika 22/23
Szablon bloga jest elementem, który jak na razie trafił do
mnie najlepiej — jego barwy są ciepłe i przyjemne, a nagłówek, poprzez
umiejętne dodanie do siebie obrazków (które chyba nazywane są stockami), daje
niesamowity efekt. Widzę tu ład, wszystko, czego było potrzeba.
Wygląd bloga powiązany jest z jego treścią, a szczególnie
odzwierciedla to nagłówek: widzę tam napis „Hogwart”, jak i sam zamek oraz
plakietkę z herbem (herbem, prawda?) Gryffindoru. Czy to znaczy, że właśnie do
nich, Gryfonów, trafi Jennifer?
Znalazłam na blogu kilka dodatków, ale w większości są to te
powszednie. W większości, ponieważ
jeden szczególnie zwrócił moją uwagę — albo raczej jego treść. Chodzi dokładnie
o gadżet „O mnie” i słowa, które przedstawia: „Pisanie to część mojego życia, część mnie. Dzieląc się z innymi moimi
pracami, dzielę się sobą”. Niby dwa zwykłe zdania, ale kryją w sobie wiele
zaangażowania, pasji, miłości i poświęcenia. Pokochałam ten cytat i, szczerze powiedziawszy,
zmienił on moje myślenie na temat autorki jak i jej opowiadania — oczywiście na
bardziej pozytywne. Widzę w tym potencjał, a to on jest przecież podstawą
sukcesu.
Krój jak i kolor czcionki są dla mnie bardzo czytelne i
osobiście nie zmieniłabym ich na żadne inne. Wygląd nie przeszkadza mi w
odbiorze bloga, a kolorystyka jest strzałem w dziesiątkę (co powtarzam nie
pierwszy raz)! Bardzo podoba mi się twoja estetyka, Jenn.
Nagłówek przedstawia przede wszystkim dziewczynę o łagodnych
rysach twarzy, uśmiechniętą i wydaje mi się, że również pewną siebie. Jej
falowane włosy są związane i opadają na ramiona, a długie rzęsy zostały
wywinięte do góry. Obok niej miejsce swoje znalazły również: kwiaty, Hogwart,
plakietka z herbem Gryffindoru, ściana z portretami (mam wrażenie, że ona
również jest z Hogwartu) oraz napis „afraid of myself”— sądzę, że to on dopiero
daje mi do myślenia. Czyżby Jennifer miała problemy ze sobą? Albo wręcz
przeciwnie, nagłówkowy cytat nie ma żadnego znaczenia?
Elementów na blogu nie ma zbyt dużo. Nie wiem tylko,
dlaczego „Kategorie” znajdują się na samym dole? Nikt ich przez to nie zauważy
— tak samo jak i ja na początku.
Treść 80/92
*Fabuła/Akcja 24/28
Początek opowieści odebrałam jako bardzo drętwy. Emocje były
wymuszone, nic nie trzymało się kupy i biegło, jakby spieszyło się na pociąg
życia (w pewnym sensie to prawda, noale). Opis wycieczki na ulicę Pokątną
został przedstawiony szybko i niedbale — miejsca na szczegóły było dużo, ale na
odpowiednie tempo już niestety nie. Początkowe opisy sytuacji są chyba
najsłabszym ogniwem opowiadania. Dzięki Bogu, kilka notek później zaczęło to
być mniej zauważalne, aż w końcu zniknęło. Początki są najtrudniejsze i
doskonale to rozumiem, a w Magicznym
życiu Jennifer Aithne od razu wiedziałam, że chodzi właśnie o nie. Bardzo
cieszę się, że w pewnym momencie autorka zaczęła pisać już całkiem naturalnie.
Nie trafiłam raczej na żadne niezgodności; wiem tylko tyle, że
bardzo zraził mnie list, który przyszedł do Jennifer z Hogwartu. Zwrócono się
do niej per „szanowny” i „przyjęty”, dosłownie jakby była mężczyzną.
Wątków jest dużo, zresztą można się tego spodziewać po już
prawie trzydziestorozdziałowym opowiadaniu. W większości są to perypetie
głównych bohaterów, przyjaciół tytułowej Jenn, a sama historia opowiada o
niczym innym, jak o Magicznym życiu
Jennifer Aithne. Teraz, gdy już przeczytałam całość, nie dziwię się, że
utwór otrzymał taką a nie inną nazwę. To zupełnie oczywiste i codzienne — tak
jak samo opowiadanie.
Akcja idzie żwawo do przodu, zdaje mi się, że nigdy nie za
szybko (oczywiście nie mówiąc o pierwszych rozdziałach, szczególnie o wycieczce
na ulicę Pokątną — o czym pisałam trochę wyżej) ani też za wolno. Autorka
czasami dzieliła rozdziały na części, ale to raczej ze względu na datę
rozgrywanej akcji (tytułami notek były konkretne dni) niż po to, aby je
rozciągnąć.
Mimo że opowiadanie przedstawia życie codzienne nastolatki,
przez treść nie przeplata się żaden schemat. Ciekawe zwroty akcji urozmaicają
całokształt opowieści — przez co odebrałam ją bardzo pozytywnie — jednak nie trzymają
w napięciu. Zresztą przecież to nie kryminał.
Treść wpada w kanony tematyki bloga. Jest tak, jak autorka
podkreślała na początku: opowiadanie luźno wiąże się z Harrym Potterem —
jedynie pod względem miejsc i nauczycieli hogwarckich.
Można powiedzieć, że zaskoczyła mnie barwność i
nieprzewidywalność fabuły. Z początku myślałam, że mam do czynienia z
następczynią Harry’ego Pottera (chodzi o Jenn, główną bohaterkę), która będzie
ratować świat magiczny od zła, a tu taka niespodzianka! Nie mówię jednak, że
nie cieszę się z takiego obrotu spraw.
*Świat Przedstawiony 18/20
W opowiadaniu autorka przedstawiła bardzo dużo postaci — i
tych pierwszoplanowych, i tych pobocznych. Są nimi: Jenn, Aaron, Josh, Katniss,
Alexia (bardzo ciekawe imię), Leon, Felicia, Diego, Bianka, Brynn, Sam, Andréa,
Andrés, nauczyciele Hogwartu, rodzice Jenn oraz sowy Jenn i Aarona (o ile mogę
nazwać je bohaterami). Mam tylko nadzieję, że wymieniłam wszystkie kluczowe
postaci i nikogo nie pominęłam.
Jenn jest z
pozoru zwyczajną dziewczyną — nie ma w sobie nic z czarodziejki, a przynajmniej
tak zostaje przedstawiona w opowiadaniu: jako zwykły człowiek. Trochę drażni
mnie całkowity brak informacji o jej życiu przed Hogwartem, przed przyjęciem
jej do magicznej szkoły. Czemu zwyczajna dziewczyna dostała się na uczelnię
czarodziei? Skąd wiedziała o tym miejscu? Hogwart nie jest przecież znany wśród
ludzi. Oprócz tej informacji, dziewczyna wydała mi się być przyjazną postacią.
Rudowłosa marzycielka, zawsze chętna do pomocy innym. Jest wzorową uczennicą,
przez co z czasem zyskuje wroga (chociaż nigdy nie wiadomo do końca, czy
rzeczywiście jest to wróg), Brynna. Dzięki wysokim stopniom wyjeżdża na wymianę
uczniowską do Hiszpanii wraz z piątką przyjaciół. W sumie to ciekawy zbieg
okoliczności, że akurat ich szóstkę wybrali na ten wyjazd — z całego Hogwartu!
Sympatią Jenn jest Aaron, choć na początku nie chce tego przyznać. Jej magiczne
życie pełne jest przygód, dramatów, kłótni i chwil radosnych uniesień —
dokładnie tak, jak życie każdej nastoletniej dziewczyny.
Korzystając z okazji, przyjrzę się również (nie)chłopakowi
Jennifer, Aaronowi. Otóż to on, Aaron,
jest pierwszym czarodziejem, z którym rozmawia Jenn podczas swojej podróży do
Hogwartu w wieku jedenastu lat. Drauffen, bo tak ma na nazwisko, jest z pozoru
spokojnym chłopakiem o brązowych włosach. Jego życiowe perypetie są bardzo podobne
do tych Jenn; w końcu żyją oni w tym samym środowisku. Czasami miałam wrażenie,
że Aaron nie wie, czego tak naprawdę chce — będąc w związku z Jenn, pozwolił,
aby Felicia przejęła nad nim kontrolę. Wszystko da się zrozumieć, ale nie to.
Jego charakter bywał trudny do zniesienia, szczególnie w sytuacjach takich jak
tamta — wyniknęło z niej wiele kłótni i dramatów, które z czasem stały się całkowicie śmieszne, wręcz żałosne. W wielu momentach miałam ochotę pacnąć
się otwartą dłonią w czoło, naprawdę.
No cóż, może właśnie tacy są nastoletni czarodzieje?
Wydawało mi się też, że Aaron posiadał sowę, Crispina, a nie puchacza o imieniu
Carrow, więc radzę zmienić tę informację w „Bohaterach”.
Czas akcji jest wyraźnie przedstawiony, mówią nam o tym
chociażby daty w tytułach rozdziałów. Treść zawiera wiele opisów, choć czasami
to dialogów było więcej, przez co notka składała się praktycznie z samych
rozmów. Wspominałam też wcześniej, że w początkowych rozdziałach opisy były
sztywne, krótkie i wymagały wiele poprawek. Wraz z posuwającą się naprzód akcją
i one nabierały właściwszych kształtów. To znaczy, że, jak na razie, autorka idzie
dobrą drogą.
*Styl/Dialogi 32/37
Nie mam żadnych wątpliwości przed stwierdzeniem, że
napisanie Magicznego życia Jennifer
Aithne było bardzo dobrą decyzją. Wystarczy tylko podciągnąć do góry sam
początek, aby przyciągnąć do opowiadania większą liczbę czytelników.
Nieprzewidywalnych zwrotów akcji było naprawdę wiele.
Szczególnie jeśli chodzi o sceny miłosne, które miały miejsce w Hiszpanii —
nie spodziewałam się większości pocałunków, które zostały tam oddane, i
związków, które zostały tam zawarte.
Początek opowiadania bardzo mi się dłużył i nie marzyłam o
niczym innym, jak o tym, aby rzucić tę ocenę. Wciągnęłam się dopiero po siedmiu
lub ośmiu rozdziałach, kiedy właściwa akcja zaczęła się rozwijać, a potem
poszło mi tak szybko, że całe opowiadanie skończyłam po dwóch dniach. Jestem
ciekawa tego, co wydarzy się dalej! No i oczywiście chcę — uwaga, spojler — żeby
Jenn wróciła do Aarona. To dobry chłopak.
Styl autorki nie budzi moich zastrzeżeń. Praktycznie w ogóle
nie zdarzyło się, żebym zatrzymała się podczas czytania i zaczęła rozmyślać, o
co chodziło Jennifer, gdy to pisała. Jej słownictwo jest bogate; na szczęście
nie trafiałam na słowa tj. „fajny”, które jest ulubionym wyrażeniem dwulatków.
Tekst udało mi się zrozumieć w pełni, nawet nie myślałam,
żeby sięgać po słownik. To również staje się plusem opowiadania — treść
kierowana do nastolatków pisana jest ich językiem, zwyczajnym, potocznym.
Jeśli chodzi o dialogi, było ich naprawdę wiele, czasami
nawet więcej niż opisów. Niestety nie zawsze były mądre i wnosiły do treści
jakieś ważne szczegóły mające wpływ na dalszą fabułę. Często rozmowy bohaterów
opierały się na spotkaniu kilku osób w korytarzu i zapytaniu, gdzie poszła inna
osoba lub czy się ją widziało. Wymiany zdań tego typu były tak częste, jak rozmowy
w Pokoju Wspólnym, przy posiłkach lub w dormitoriach.
Wiem, że szóstka głównych bohaterów jest ze sobą związana,
ponieważ wynika to z całokształtu opowieści, jednak nie zawsze pokazywali —
oczywiście w dialogach — że są ze sobą blisko. Jeśli miałabym zastanowić się,
które rozmowy wydały mi się najokazalsze, postawiłabym na te, które odbyły się
miedzy Aaronem a Felicią.
W opowiadaniu występuje narracja trzecioosoba, choć czasami
zdarzyło się, że autorka zmieniała ją na pierwszoosobową (chodzi o pojedyncze
zdania), więc nie wiem w końcu, czy było to zamierzone, czy też nie. Zamiast „odpowiedziała”
było napisane „odpowiedziałam”. Trzeba zwracać na to uwagę!
Utwór czyta się przyjemnie dopiero od — bodajże — siódmego
rozdziału, a przynajmniej ja odebrałam to w ten sposób. Myślę, że właśnie
granica między siódmą a ósmą notką jest tą
granicą, kiedy treść wypływająca spod palców autorki zaczyna być całkowicie
naturalna, a nie sztywna.
*Oryginalność 6/7
Autorka „pożyczyła” sobie świat, który wykreowała J. K.
Rowling — użyła Hogwartu, czarodziei i szczegółów dotyczących ich życia i jego
zasad, ale nie wpływa to źle na jej oryginalność. Opowiadanie jest w
końcu jednym z fanfictions. Fabuła Magicznego
życia Jennifer Aithne powstała jedynie przy użyciu wyobraźni samej autorki,
co było dla mnie prawdziwym zaskoczeniem. Myślałam, że historia okaże się
jakimś rodzajem kontynuacji Harry’ego Pottera z udziałem samego Harry’ego.
Pomysły Jennifer są w większości dobre, oczywiście oprócz
dramatów w związkach i ich szczególnym natężeniu, które wzrosło po zdradzie
Aarona. Mogę tylko powiedzieć, że czekam na więcej.
Poprawność 20/50
Jak widać po niższej punktacji, błędów jest dość sporo.
Największy problem mamy z interpunkcją, ponieważ natężenie błędów w tej
kategorii jest równomierne w całym opowiadaniu. Lepiej dzieje się z „innymi
błędami”, czyli powtórzeniami, „połykaniem” literek i podobnymi — ich ilość
największa jest w pierwszych rozdziałach, a potem stopniowo maleje. Z
ortografią natomiast nie ma praktycznie żadnego problemu, osobiście wyłapałam
tylko jeden błąd.
Jeśli chodzi o interpunkcję, szczególną uwagę zwróciłabym na
przecinki: przed „że” [klik!] i
przed „co” [klik!],
poprawny zapis dialogów [klik!] oraz oddzielanie przecinkami zdań podrzędnych od nadrzędnych.
Błędy przeszkadzają raczej tylko na początku opowiadania,
wtedy najbardziej rzucają się w oczy. Potem ich widoczność maleje.
*Ortografia 14/15
8 listopada 1986 cz. 3
Kochałam cie, a ty… = „cię”
*Interpunkcja 0/10
21 sierpnia 1981
Przez lekko rozchylone zasłony wiszące w
oknie, wleciały pierwsze promienie słońca. = bez przecinka
Ciekawe co rodzice powiedzą na ten list…
= przecinek przed „co”
[…]rozmawiała z rodzicami o otrzymanym
liście, nagle, ni stąd i zowąd, w pokoju pojawiła się kobieta[…] = jak już coś
to „ni stąd, ni zowąd” — z przecinkiem w środku oczywiście
[…]powiedziała po czym wskazała ogromny
biały budynek. = przecinek przed „po czym”
– Spotkamy się tu za około 3 godziny – po
tych słowach zniknęła. = „po” dużą literą, to początek nowego zdania; kropka po „godziny”
- To gdzie pójdziemy najpierw? –
Rudowłosa zapytała z nieukrytym entuzjazmem = kropka na końcu tego fragmentu;
„rudowłosa” małą literą
Ta, która cię wybrała jest bardzo ufna
swojemu właścicielowi. = przecinek przed „jest”
Nie mogła jednak dostrzec co niesie jej
tata[…] = przecinek przed „co”
- Zawsze chciałaś mieć jakieś zwierzątko,
ale nie określiłaś jakie – oczywiście mama dobrze pamiętała jak córka zawsze
prosiła ich o jakieś zwierzątko. = kropka po „jakie”;
„oczywiście” dużą literą, przecinek przed „jak”
[…]powiedziała, zachwycając się urodą
sowy = kropka na końcu zdania
31
sierpnia 1982
Już jutro, po roku czekania Jennifer
miała pojawić się w Hogwarcie. = przecinek przed „Jennifer”
W odpowiedzi jaką przyniosła Etain,
przeczytała, że, aby dostać się do Hogwartu należy najpierw udać się na
peron[…] = przecinek przed „jaką”, zbędny przecinek po „że”, przecinek przed „należy”
Z tego co było jej wiadomo[…] = przecinek
przed „co”
Jednak, mimo wszystko była trochę
przerażona. = zbędny przecinek
*Inne
błędy 0/15
21
sierpnia 1981
Rudowłosa dokładnie przyglądała się
kopercie i dostrzegła dziwną pieczęć oraz
jej dane napisane zielonym
atramentem. = dane pieczęci?; lepiej napisać „swoje” zamiast „jej”
- Mojej sowy? To są chyba jakieś żarty. = jakiej
„mojej”?; wcześniej przeczytałam list z Hogwartu, a jeszcze wcześniej opis
dostarczenia owego listu do Jennifer, więc nie wiem, skąd wzięło się tutaj akurat
„mojej”
Nazywam się Minerwa McGonagall i
przybyłam tu, aby pomóc waszej córce dostać się na Ulicę
Pokątną. = „w dostaniu się”
[…]„15 i 1/4 cala, Brzoza, Włókno z serca
smoka Giętka”.
= „brzoza”, „włókno” i „giętka” małymi literami, to nie nazwy własne [+
przecinek przed „giętka”]
- Wypróbuj tę "9 cali, Lilak, Kolec
jadowy Akromantuli. Sztywna". = „kolec” i „sztywna” małą literą
[+między „wypróbuj tę” a nazwą różdżki przydałby się jakiś myślnik, dwukropek
lub przecinek; przed „sztywna” przecinek zamiast kropki]
„12 i 3/4 cala, Drzewo różane, Włos z grzywy Jednorożca, Bardzo giętka”. = „drzewo”, „włos”,
„jednorożca” i „bardzo” małą literą
- Jak ją nazwiesz ? = bez spacji między
„nazwiesz” a znakiem zapytania
31
sierpnia 1982
Obawiała się tylko, że całe to wydarzenie okaże
się tylko
pięknym snem[…] = powtórzenie — 2x „tylko”
[…]że będzie bardzo tęsknić za rodzicami,
wiedziała też, że w świecie czarodziei będzie[…] = powtórzenie — 2x „będzie”
Bała się, że nie nada się żadnego z nich[…] = „do żadnego z nich”
1
września 1982
Szybko ubrała się w to, co naszykowała i położyła na
krzesełku. = co położyła?
Podeszła do lustra i przez prawie
trzydzieści minut zastanawiała jaką zrobić fryzurę. W końcu zdecydowała spiąć je[…] =
„włosy” a nie „je”
- Mamuś, kocham Cię[…] = „cię” małą literą, to nie
list
Gdy tata Powoli ruszył, pokiwała jeszcze raz
mamie[…] = co tu robi ta duża litera?
[…]z taką myślą siedziała w samochodzie[…]
= to wypowiedzenie psuje styl; co powiesz na: „ta myśl wypełniała jej umysł
podczas drogi samochodem”
Zwą się : Gryffindor[…] = spacja między
„się” a dwukropkiem jest niepotrzebna
- Wyczytana osoba podejdzie tutaj. Włożę mu na
głowę Tiarę Przydziału[…] = „jej”
8
listopada 1986 cz. 3
Chyba nie podejrzewałeś ze woda
będzie sucha? = „że” [+ przecinek przed „że”]
Myślisz ze tak po prostu o tym zapomnę? = „że”
[+ przecinek przed „że”]
*Dodatki
14/15
Blog posiada dwie dodatkowe
podstrony, a są to:
ü
„Bohaterowie” — bardzo podobają mi się ramki
wokół zdjęć i informacji o bohaterach; postanawiam nic nie czytać, chcę
zobaczyć, czego dowiem się z treści opowiadania;
ü
„Rozdziały” — spis rozdziałów, który… znajduje
się na innej stronie, innym blogu; naprawdę musiałaś zakładać oddzielną
witrynę, żeby przedstawić same spisy treści?
Również dodatki. Najpierw
lewa kolumna:
ü
„Menu” — opisane powyżej;
ü
„Moje blogi” — linki do dwóch innych blogów
autorki;
ü
„Internetowy Spis” — odnośnik prowadzący do ISu;
ü
„O mnie” — o czym również wcześniej pisałam.
Prawa kolumna:
ü
„Wizytacje” — liczba wyświetleń bloga;
ü
„Tłumacz/Translate” — dzięki któremu blog
wizualnie staje się międzynarodowy, ale tylko i wyłącznie wizualnie; tłumacz
nie przetłumaczy sam tego rodzaju tekstu poprawnie;
ü
„Obserwuję” — linki do trzynastu blogów (w tym
do Katalogu ISu) obserwowanych przez autorkę.
Dodatków jak i podstron nie
ma zbyt dużo. Najbardziej frustruje mnie fakt, iż autorka nie pomyślała o
miejscu, w którym przedstawiłaby opis fabuły opowiadania, tytuł, inspiracje;
brakuje kącika dodatkowych informacji o opowieści.
Oprócz tego wszystko trzyma
się względnej granicy minimalizmu. Odnośniki i linki działają prawidłowo oraz
wyglądają na uporządkowane. Nie ma także zbędnych zakładek.
Mowa
końcowa
Dodatkowe
punkty od oceniającej: 3/5 punktów
Jennifer dostaje ode mnie trzy dodatkowe
punkty, ponieważ po prostu sądzę, że na nie zasługuje. Opowiadanie naprawdę mi
się spodobało i jestem pewna, że gdyby ktoś poprosił mnie o polecenie mu
jakiegoś opowiadania z czarodziejskim wątkiem, wspomniałabym mu o Magicznym życiu Jennifer Aithne.
Oczywiście wymagam poprawy, jeśli chodzi
o niektóre kwestie. Mam wrażenie, że Jenn dokładnie wie, które mam na myśli.
Interpunkcja jest wredna, powtarzam to nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz,
ale da się ją wyćwiczyć. Zerknij też na „Pierwsze wrażenie”, ponieważ wyszło
ono pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Zawsze jest coś do poprawy, więc nie siadaj z
założonymi rękami i pracuj!
Bez pracy nie można osiągnąć sukcesu,
warto to sobie powtarzać.
Jestem rozczarowana tym, iż opowiadanie
ma tylko osiem tysięcy wyświetleń. Zasługuje na większą widownię, tyle wiem na
pewno!
Czwórka jest jedną z lepszych ocen i mówię
to całkowicie szczerze. Tyle że gdyby zabrakło choćby jednego punktu, miałabyś
trójkę. Dlatego powtarzam jeszcze raz, abyś nie osiadała na laurach.
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć
ci powodzenia! Przepraszam też za jeden dzień spóźnienia, ponieważ ocena miała
pojawić się wczoraj.
Punkty w sumie 151/209
Ocena:
ok. 72%,
czyli Mocna czwóra!
Dziękuję za obiektywną ocenę. Prawdę powiedziawszy spodziewałam się niższej oceny, ale i tak dziękuję, że w ogóle chciałaś ocenić mojego bloga. Postaram się poprawić wszystkie wymienione przez ciebie błędy. Jeszcze raz dziękuję :)
OdpowiedzUsuńHmm, ktoś tu nie zna pojęcia "obiektywny". Ta ocena była subiektywna.
UsuńOcena całkiem dobra gdybyn nie znała tego bloga wcześniej na pewno zachęciło by mnie to do jego przeczytania :D /Mirii
OdpowiedzUsuńA dlaczego "mocna" od dużej (na końcu → "Mocna czwóra!")?
OdpowiedzUsuń"Mocna czwóra" jako nazwa/tytuł stopnia.
UsuńCzy tylko mi się wydaje, czy ta historia jest strasznie podoba do tych, które opowiadają o Lily i James'ie ?
OdpowiedzUsuń