niedziela, 15 marca 2015

Ocena #030

Oceniająca: Carolle



Pierwsze Wrażenie 12/24
Gdy wchodzę na bloga po raz pierwszy, odczuwam odprężenie i spokój. Ciepłe barwy szablonu są wspaniałym i przytulnym powitaniem. Sprawia to, że od razu czuję się tu bardzo dobrze. Kolorystyka utrzymana w delikatnych odcieniach brązu i czerwieni działa na mnie kojąco, więc bez pośpiechu zaczynam dokładniej przyglądać się pozostałym częściom bloga.
Tekst postów wygląda estetycznie, od razu zauważam też akapity. Nie jestem wielbicielką Harry’ego Pottera, ale zawsze chętnie czytam różne interpretacje powieści J. K. Rowling. Dlatego, szczerze mówiąc, nie mam nic przeciwko, aby właśnie w tej chwili zagłębić się już w tekst utworu.
Lekko dekoncentruje mnie tytuł na nagłówku, który widać, że nie jest z nim połączony i nie jest jego częścią. Na miejscu autorki od razu bym go wyrzuciła. To samo tyczy się również interaktywnej notatki migającej po lewej stronie — w ogóle nie pasuje do kolorystyki, w jakiej utrzymana została reszta strony, a ludzik z wielkimi oczami przyprawia mnie jedynie o zbyt duże dawki litości. Mimo wszystko uważam, że pomysł na Magiczne życie Jennifer Aithne jest naprawdę niezły. Błędy można przecież zniwelować.
Trudno powiedzieć, czy widać — tak na pierwszy rzut oka — pomysł autorki. Jestem w stanie docenić tytuł, choć nic w nim nadzwyczajnego. Po prostu: imię głównej bohaterki z dodatkiem „magiczne życie”, bo to, cóż, w końcu Harry Potter. Szablon jest śliczny, owszem, ale wątpię, iż został wykonany przez autorkę. Nie mam też pojęcia, czy na nagłówku widnieje Jennifer, czy jest to po prostu przypadkowa dziewczyna. Adres bloga brzmi podobnie jak jego tytuł — tym razem imię pani Aithne zostało usunięte i zastąpione słowem „Hogwart”, co oznacza magiczną szkołę, w której nauki pobierają czarodzieje. Znów nic nowego, a wszystko jest nadzwyczaj przewidywalne. Na szablon pomysłu nie zabrakło, ale na tytuł niestety owszem, przez co zaczynam się bać, ponieważ pierwszy krok wgłąb opowieści okazuje się być banalny.
W oczy rzuciły mi się dwie rzeczy, o których wspomniałam już powyżej, ale, jak się okazało, nie były to dobre spostrzeżenia. Moim zdaniem i notatka, i tytuł na nagłówku są do natychmiastowego usunięcia.


Grafika 22/23
Szablon bloga jest elementem, który jak na razie trafił do mnie najlepiej — jego barwy są ciepłe i przyjemne, a nagłówek, poprzez umiejętne dodanie do siebie obrazków (które chyba nazywane są stockami), daje niesamowity efekt. Widzę tu ład, wszystko, czego było potrzeba.
Wygląd bloga powiązany jest z jego treścią, a szczególnie odzwierciedla to nagłówek: widzę tam napis „Hogwart”, jak i sam zamek oraz plakietkę z herbem (herbem, prawda?) Gryffindoru. Czy to znaczy, że właśnie do nich, Gryfonów, trafi Jennifer?
Znalazłam na blogu kilka dodatków, ale w większości są to te powszednie. W większości, ponieważ jeden szczególnie zwrócił moją uwagę — albo raczej jego treść. Chodzi dokładnie o gadżet „O mnie” i słowa, które przedstawia: „Pisanie to część mojego życia, część mnie. Dzieląc się z innymi moimi pracami, dzielę się sobą”. Niby dwa zwykłe zdania, ale kryją w sobie wiele zaangażowania, pasji, miłości i poświęcenia. Pokochałam ten cytat i, szczerze powiedziawszy, zmienił on moje myślenie na temat autorki jak i jej opowiadania — oczywiście na bardziej pozytywne. Widzę w tym potencjał, a to on jest przecież podstawą sukcesu.
Krój jak i kolor czcionki są dla mnie bardzo czytelne i osobiście nie zmieniłabym ich na żadne inne. Wygląd nie przeszkadza mi w odbiorze bloga, a kolorystyka jest strzałem w dziesiątkę (co powtarzam nie pierwszy raz)! Bardzo podoba mi się twoja estetyka, Jenn.
Nagłówek przedstawia przede wszystkim dziewczynę o łagodnych rysach twarzy, uśmiechniętą i wydaje mi się, że również pewną siebie. Jej falowane włosy są związane i opadają na ramiona, a długie rzęsy zostały wywinięte do góry. Obok niej miejsce swoje znalazły również: kwiaty, Hogwart, plakietka z herbem Gryffindoru, ściana z portretami (mam wrażenie, że ona również jest z Hogwartu) oraz napis „afraid of myself”— sądzę, że to on dopiero daje mi do myślenia. Czyżby Jennifer miała problemy ze sobą? Albo wręcz przeciwnie, nagłówkowy cytat nie ma żadnego znaczenia?
Elementów na blogu nie ma zbyt dużo. Nie wiem tylko, dlaczego „Kategorie” znajdują się na samym dole? Nikt ich przez to nie zauważy — tak samo jak i ja na początku.


Treść 80/92
*Fabuła/Akcja 24/28
Początek opowieści odebrałam jako bardzo drętwy. Emocje były wymuszone, nic nie trzymało się kupy i biegło, jakby spieszyło się na pociąg życia (w pewnym sensie to prawda, noale). Opis wycieczki na ulicę Pokątną został przedstawiony szybko i niedbale — miejsca na szczegóły było dużo, ale na odpowiednie tempo już niestety nie. Początkowe opisy sytuacji są chyba najsłabszym ogniwem opowiadania. Dzięki Bogu, kilka notek później zaczęło to być mniej zauważalne, aż w końcu zniknęło. Początki są najtrudniejsze i doskonale to rozumiem, a w Magicznym życiu Jennifer Aithne od razu wiedziałam, że chodzi właśnie o nie. Bardzo cieszę się, że w pewnym momencie autorka zaczęła pisać już całkiem naturalnie.
Nie trafiłam raczej na żadne niezgodności; wiem tylko tyle, że bardzo zraził mnie list, który przyszedł do Jennifer z Hogwartu. Zwrócono się do niej per „szanowny” i „przyjęty”, dosłownie jakby była mężczyzną.
Wątków jest dużo, zresztą można się tego spodziewać po już prawie trzydziestorozdziałowym opowiadaniu. W większości są to perypetie głównych bohaterów, przyjaciół tytułowej Jenn, a sama historia opowiada o niczym innym, jak o Magicznym życiu Jennifer Aithne. Teraz, gdy już przeczytałam całość, nie dziwię się, że utwór otrzymał taką a nie inną nazwę. To zupełnie oczywiste i codzienne — tak jak samo opowiadanie.
Akcja idzie żwawo do przodu, zdaje mi się, że nigdy nie za szybko (oczywiście nie mówiąc o pierwszych rozdziałach, szczególnie o wycieczce na ulicę Pokątną — o czym pisałam trochę wyżej) ani też za wolno. Autorka czasami dzieliła rozdziały na części, ale to raczej ze względu na datę rozgrywanej akcji (tytułami notek były konkretne dni) niż po to, aby je rozciągnąć.
Mimo że opowiadanie przedstawia życie codzienne nastolatki, przez treść nie przeplata się żaden schemat. Ciekawe zwroty akcji urozmaicają całokształt opowieści — przez co odebrałam ją bardzo pozytywnie — jednak nie trzymają w napięciu. Zresztą przecież to nie kryminał.
Treść wpada w kanony tematyki bloga. Jest tak, jak autorka podkreślała na początku: opowiadanie luźno wiąże się z Harrym Potterem — jedynie pod względem miejsc i nauczycieli hogwarckich.
Można powiedzieć, że zaskoczyła mnie barwność i nieprzewidywalność fabuły. Z początku myślałam, że mam do czynienia z następczynią Harry’ego Pottera (chodzi o Jenn, główną bohaterkę), która będzie ratować świat magiczny od zła, a tu taka niespodzianka! Nie mówię jednak, że nie cieszę się z takiego obrotu spraw.

*Świat Przedstawiony 18/20
W opowiadaniu autorka przedstawiła bardzo dużo postaci — i tych pierwszoplanowych, i tych pobocznych. Są nimi: Jenn, Aaron, Josh, Katniss, Alexia (bardzo ciekawe imię), Leon, Felicia, Diego, Bianka, Brynn, Sam, Andréa, Andrés, nauczyciele Hogwartu, rodzice Jenn oraz sowy Jenn i Aarona (o ile mogę nazwać je bohaterami). Mam tylko nadzieję, że wymieniłam wszystkie kluczowe postaci i nikogo nie pominęłam.
Jenn jest z pozoru zwyczajną dziewczyną — nie ma w sobie nic z czarodziejki, a przynajmniej tak zostaje przedstawiona w opowiadaniu: jako zwykły człowiek. Trochę drażni mnie całkowity brak informacji o jej życiu przed Hogwartem, przed przyjęciem jej do magicznej szkoły. Czemu zwyczajna dziewczyna dostała się na uczelnię czarodziei? Skąd wiedziała o tym miejscu? Hogwart nie jest przecież znany wśród ludzi. Oprócz tej informacji, dziewczyna wydała mi się być przyjazną postacią. Rudowłosa marzycielka, zawsze chętna do pomocy innym. Jest wzorową uczennicą, przez co z czasem zyskuje wroga (chociaż nigdy nie wiadomo do końca, czy rzeczywiście jest to wróg), Brynna. Dzięki wysokim stopniom wyjeżdża na wymianę uczniowską do Hiszpanii wraz z piątką przyjaciół. W sumie to ciekawy zbieg okoliczności, że akurat ich szóstkę wybrali na ten wyjazd — z całego Hogwartu! Sympatią Jenn jest Aaron, choć na początku nie chce tego przyznać. Jej magiczne życie pełne jest przygód, dramatów, kłótni i chwil radosnych uniesień — dokładnie tak, jak życie każdej nastoletniej dziewczyny.
Korzystając z okazji, przyjrzę się również (nie)chłopakowi Jennifer, Aaronowi. Otóż to on, Aaron, jest pierwszym czarodziejem, z którym rozmawia Jenn podczas swojej podróży do Hogwartu w wieku jedenastu lat. Drauffen, bo tak ma na nazwisko, jest z pozoru spokojnym chłopakiem o brązowych włosach. Jego życiowe perypetie są bardzo podobne do tych Jenn; w końcu żyją oni w tym samym środowisku. Czasami miałam wrażenie, że Aaron nie wie, czego tak naprawdę chce — będąc w związku z Jenn, pozwolił, aby Felicia przejęła nad nim kontrolę. Wszystko da się zrozumieć, ale nie to. Jego charakter bywał trudny do zniesienia, szczególnie w sytuacjach takich jak tamta — wyniknęło z niej wiele kłótni i dramatów, które z czasem stały się całkowicie śmieszne, wręcz żałosne. W wielu momentach miałam ochotę pacnąć się otwartą dłonią w czoło, naprawdę.
No cóż, może właśnie tacy są nastoletni czarodzieje? Wydawało mi się też, że Aaron posiadał sowę, Crispina, a nie puchacza o imieniu Carrow, więc radzę zmienić tę informację w „Bohaterach”.
Czas akcji jest wyraźnie przedstawiony, mówią nam o tym chociażby daty w tytułach rozdziałów. Treść zawiera wiele opisów, choć czasami to dialogów było więcej, przez co notka składała się praktycznie z samych rozmów. Wspominałam też wcześniej, że w początkowych rozdziałach opisy były sztywne, krótkie i wymagały wiele poprawek. Wraz z posuwającą się naprzód akcją i one nabierały właściwszych kształtów. To znaczy, że, jak na razie, autorka idzie dobrą drogą.

*Styl/Dialogi 32/37
Nie mam żadnych wątpliwości przed stwierdzeniem, że napisanie Magicznego życia Jennifer Aithne było bardzo dobrą decyzją. Wystarczy tylko podciągnąć do góry sam początek, aby przyciągnąć do opowiadania większą liczbę czytelników.
Nieprzewidywalnych zwrotów akcji było naprawdę wiele. Szczególnie jeśli chodzi o sceny miłosne, które miały miejsce w Hiszpanii — nie spodziewałam się większości pocałunków, które zostały tam oddane, i związków, które zostały tam zawarte.
Początek opowiadania bardzo mi się dłużył i nie marzyłam o niczym innym, jak o tym, aby rzucić tę ocenę. Wciągnęłam się dopiero po siedmiu lub ośmiu rozdziałach, kiedy właściwa akcja zaczęła się rozwijać, a potem poszło mi tak szybko, że całe opowiadanie skończyłam po dwóch dniach. Jestem ciekawa tego, co wydarzy się dalej! No i oczywiście chcę — uwaga, spojler — żeby Jenn wróciła do Aarona. To dobry chłopak.
Styl autorki nie budzi moich zastrzeżeń. Praktycznie w ogóle nie zdarzyło się, żebym zatrzymała się podczas czytania i zaczęła rozmyślać, o co chodziło Jennifer, gdy to pisała. Jej słownictwo jest bogate; na szczęście nie trafiałam na słowa tj. „fajny”, które jest ulubionym wyrażeniem dwulatków.
Tekst udało mi się zrozumieć w pełni, nawet nie myślałam, żeby sięgać po słownik. To również staje się plusem opowiadania — treść kierowana do nastolatków pisana jest ich językiem, zwyczajnym, potocznym.
Jeśli chodzi o dialogi, było ich naprawdę wiele, czasami nawet więcej niż opisów. Niestety nie zawsze były mądre i wnosiły do treści jakieś ważne szczegóły mające wpływ na dalszą fabułę. Często rozmowy bohaterów opierały się na spotkaniu kilku osób w korytarzu i zapytaniu, gdzie poszła inna osoba lub czy się ją widziało. Wymiany zdań tego typu były tak częste, jak rozmowy w Pokoju Wspólnym, przy posiłkach lub w dormitoriach.
Wiem, że szóstka głównych bohaterów jest ze sobą związana, ponieważ wynika to z całokształtu opowieści, jednak nie zawsze pokazywali — oczywiście w dialogach — że są ze sobą blisko. Jeśli miałabym zastanowić się, które rozmowy wydały mi się najokazalsze, postawiłabym na te, które odbyły się miedzy Aaronem a Felicią.
W opowiadaniu występuje narracja trzecioosoba, choć czasami zdarzyło się, że autorka zmieniała ją na pierwszoosobową (chodzi o pojedyncze zdania), więc nie wiem w końcu, czy było to zamierzone, czy też nie. Zamiast „odpowiedziała” było napisane „odpowiedziałam”. Trzeba zwracać na to uwagę!
Utwór czyta się przyjemnie dopiero od — bodajże — siódmego rozdziału, a przynajmniej ja odebrałam to w ten sposób. Myślę, że właśnie granica między siódmą a ósmą notką jest granicą, kiedy treść wypływająca spod palców autorki zaczyna być całkowicie naturalna, a nie sztywna.

*Oryginalność 6/7
Autorka „pożyczyła” sobie świat, który wykreowała J. K. Rowling — użyła Hogwartu, czarodziei i szczegółów dotyczących ich życia i jego zasad, ale nie wpływa to źle na jej oryginalność. Opowiadanie jest w końcu jednym z fanfictions. Fabuła Magicznego życia Jennifer Aithne powstała jedynie przy użyciu wyobraźni samej autorki, co było dla mnie prawdziwym zaskoczeniem. Myślałam, że historia okaże się jakimś rodzajem kontynuacji Harry’ego Pottera z udziałem samego Harry’ego.
Pomysły Jennifer są w większości dobre, oczywiście oprócz dramatów w związkach i ich szczególnym natężeniu, które wzrosło po zdradzie Aarona. Mogę tylko powiedzieć, że czekam na więcej.


Poprawność 20/50
Jak widać po niższej punktacji, błędów jest dość sporo. Największy problem mamy z interpunkcją, ponieważ natężenie błędów w tej kategorii jest równomierne w całym opowiadaniu. Lepiej dzieje się z „innymi błędami”, czyli powtórzeniami, „połykaniem” literek i podobnymi — ich ilość największa jest w pierwszych rozdziałach, a potem stopniowo maleje. Z ortografią natomiast nie ma praktycznie żadnego problemu, osobiście wyłapałam tylko jeden błąd.
Jeśli chodzi o interpunkcję, szczególną uwagę zwróciłabym na przecinki: przed „że” [klik!] i przed „co” [klik!], poprawny zapis dialogów [klik!] oraz oddzielanie przecinkami zdań podrzędnych od nadrzędnych.
Błędy przeszkadzają raczej tylko na początku opowiadania, wtedy najbardziej rzucają się w oczy. Potem ich widoczność maleje.

*Ortografia 14/15
8 listopada 1986 cz. 3
Kochałam cie, a ty… = „cię”

*Interpunkcja 0/10
21 sierpnia 1981
Przez lekko rozchylone zasłony wiszące w oknie, wleciały pierwsze promienie słońca. = bez przecinka
Ciekawe co rodzice powiedzą na ten list… = przecinek przed „co”
[…]rozmawiała z rodzicami o otrzymanym liście, nagle, ni stąd i zowąd, w pokoju pojawiła się kobieta[…] = jak już coś to „ni stąd, ni zowąd” — z przecinkiem w środku oczywiście
[…]powiedziała po czym wskazała ogromny biały budynek. = przecinek przed „po czym”
– Spotkamy się tu za około 3 godziny – po tych słowach zniknęła. = „po” dużą literą, to początek nowego zdania; kropka po „godziny”
- To gdzie pójdziemy najpierw? – Rudowłosa zapytała z nieukrytym entuzjazmem = kropka na końcu tego fragmentu; „rudowłosa” małą literą
Ta, która cię wybrała jest bardzo ufna swojemu właścicielowi. = przecinek przed „jest”
Nie mogła jednak dostrzec co niesie jej tata[…] = przecinek przed „co”
- Zawsze chciałaś mieć jakieś zwierzątko, ale nie określiłaś jakie – oczywiście mama dobrze pamiętała jak córka zawsze prosiła ich o jakieś zwierzątko. = kropka po „jakie”; „oczywiście” dużą literą, przecinek przed „jak”
[…]powiedziała, zachwycając się urodą sowy = kropka na końcu zdania

31 sierpnia 1982
Już jutro, po roku czekania Jennifer miała pojawić się w Hogwarcie. = przecinek przed „Jennifer”
W odpowiedzi jaką przyniosła Etain, przeczytała, że, aby dostać się do Hogwartu należy najpierw udać się na peron[…] = przecinek przed „jaką”, zbędny przecinek po „że”, przecinek przed „należy”
Z tego co było jej wiadomo[…] = przecinek przed „co”
Jednak, mimo wszystko była trochę przerażona. = zbędny przecinek

*Inne błędy 0/15
21 sierpnia 1981
Rudowłosa dokładnie przyglądała się kopercie i dostrzegła dziwną pieczęć  oraz jej dane napisane zielonym atramentem. = dane pieczęci?; lepiej napisać „swoje” zamiast „jej”
- Mojej sowy? To są chyba jakieś żarty. = jakiej „mojej”?; wcześniej przeczytałam list z Hogwartu, a jeszcze wcześniej opis dostarczenia owego listu do Jennifer, więc nie wiem, skąd wzięło się tutaj akurat „mojej”
Nazywam się Minerwa McGonagall i przybyłam tu, aby pomóc waszej córce dostać się na Ulicę Pokątną. = „w dostaniu się”
[…]„15 i 1/4 cala, Brzoza, Włókno z serca smoka Giętka”. = „brzoza”, „włókno” i „giętka” małymi literami, to nie nazwy własne [+ przecinek przed „giętka”]
- Wypróbuj tę "9 cali, Lilak, Kolec jadowy Akromantuli. Sztywna". = „kolec” i „sztywna” małą literą [+między „wypróbuj tę” a nazwą różdżki przydałby się jakiś myślnik, dwukropek lub przecinek; przed „sztywna” przecinek zamiast kropki]
„12 i 3/4 cala, Drzewo różane, Włos z grzywy Jednorożca, Bardzo giętka”. = „drzewo”, „włos”, „jednorożca” i „bardzo” małą literą
- Jak ją nazwiesz ? = bez spacji między „nazwiesz” a znakiem zapytania

31 sierpnia 1982
Obawiała się tylko, że całe to wydarzenie okaże się tylko pięknym snem[…] = powtórzenie — 2x „tylko”
[…]że będzie bardzo tęsknić za rodzicami, wiedziała też, że w świecie czarodziei będzie[…] = powtórzenie — 2x „będzie”
Bała się, że nie nada się żadnego z nich[…] = „do żadnego z nich”

1 września 1982
Szybko ubrała się w to, co naszykowała i położyła na krzesełku. = co położyła?
Podeszła do lustra i przez prawie trzydzieści minut zastanawiała jaką zrobić fryzurę. W końcu zdecydowała spiąć je[…] = „włosy” a nie „je”
- Mamuś, kocham Cię[…] = „cię” małą literą, to nie list
Gdy tata Powoli ruszył, pokiwała jeszcze raz mamie[…] = co tu robi ta duża litera?
[…]z taką myślą siedziała w samochodzie[…] = to wypowiedzenie psuje styl; co powiesz na: „ta myśl wypełniała jej umysł podczas drogi samochodem”
Zwą się : Gryffindor[…] = spacja między „się” a dwukropkiem jest niepotrzebna
- Wyczytana osoba podejdzie tutaj. Włożę mu na głowę Tiarę Przydziału[…] = „jej”

8 listopada 1986 cz. 3
Chyba nie podejrzewałeś ze woda będzie sucha? = „że” [+ przecinek przed „że”]
Myślisz ze tak po prostu o tym zapomnę? = „że” [+ przecinek przed „że”]


*Dodatki 14/15
Blog posiada dwie dodatkowe podstrony, a są to:
ü    „Bohaterowie” — bardzo podobają mi się ramki wokół zdjęć i informacji o bohaterach; postanawiam nic nie czytać, chcę zobaczyć, czego dowiem się z treści opowiadania;
ü    „Rozdziały” — spis rozdziałów, który… znajduje się na innej stronie, innym blogu; naprawdę musiałaś zakładać oddzielną witrynę, żeby przedstawić same spisy treści?
Również dodatki. Najpierw lewa kolumna:
ü    „Menu” — opisane powyżej;
ü    „Moje blogi” — linki do dwóch innych blogów autorki;
ü    „Internetowy Spis” — odnośnik prowadzący do ISu;
ü    „O mnie” — o czym również wcześniej pisałam.
Prawa kolumna:
ü    „Wizytacje” — liczba wyświetleń bloga;
ü    „Tłumacz/Translate” — dzięki któremu blog wizualnie staje się międzynarodowy, ale tylko i wyłącznie wizualnie; tłumacz nie przetłumaczy sam tego rodzaju tekstu poprawnie;
ü    „Obserwuję” — linki do trzynastu blogów (w tym do Katalogu ISu) obserwowanych przez autorkę.
Dodatków jak i podstron nie ma zbyt dużo. Najbardziej frustruje mnie fakt, iż autorka nie pomyślała o miejscu, w którym przedstawiłaby opis fabuły opowiadania, tytuł, inspiracje; brakuje kącika dodatkowych informacji o opowieści.
Oprócz tego wszystko trzyma się względnej granicy minimalizmu. Odnośniki i linki działają prawidłowo oraz wyglądają na uporządkowane. Nie ma także zbędnych zakładek.


Mowa końcowa
Dodatkowe punkty od oceniającej: 3/5 punktów
Jennifer dostaje ode mnie trzy dodatkowe punkty, ponieważ po prostu sądzę, że na nie zasługuje. Opowiadanie naprawdę mi się spodobało i jestem pewna, że gdyby ktoś poprosił mnie o polecenie mu jakiegoś opowiadania z czarodziejskim wątkiem, wspomniałabym mu o Magicznym życiu Jennifer Aithne.
Oczywiście wymagam poprawy, jeśli chodzi o niektóre kwestie. Mam wrażenie, że Jenn dokładnie wie, które mam na myśli. Interpunkcja jest wredna, powtarzam to nie pierwszy i pewnie nie ostatni raz, ale da się ją wyćwiczyć. Zerknij też na „Pierwsze wrażenie”, ponieważ wyszło ono pięćdziesiąt na pięćdziesiąt. Zawsze jest coś do poprawy, więc nie siadaj z założonymi rękami i pracuj!
Bez pracy nie można osiągnąć sukcesu, warto to sobie powtarzać.
Jestem rozczarowana tym, iż opowiadanie ma tylko osiem tysięcy wyświetleń. Zasługuje na większą widownię, tyle wiem na pewno!
Czwórka jest jedną z lepszych ocen i mówię to całkowicie szczerze. Tyle że gdyby zabrakło choćby jednego punktu, miałabyś trójkę. Dlatego powtarzam jeszcze raz, abyś nie osiadała na laurach.
Nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć ci powodzenia! Przepraszam też za jeden dzień spóźnienia, ponieważ ocena miała pojawić się wczoraj.

Punkty w sumie 151/209

Ocena:


ok. 72%, czyli Mocna czwóra!

6 komentarzy:

  1. Dziękuję za obiektywną ocenę. Prawdę powiedziawszy spodziewałam się niższej oceny, ale i tak dziękuję, że w ogóle chciałaś ocenić mojego bloga. Postaram się poprawić wszystkie wymienione przez ciebie błędy. Jeszcze raz dziękuję :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hmm, ktoś tu nie zna pojęcia "obiektywny". Ta ocena była subiektywna.

      Usuń
  2. Ocena całkiem dobra gdybyn nie znała tego bloga wcześniej na pewno zachęciło by mnie to do jego przeczytania :D /Mirii

    OdpowiedzUsuń
  3. A dlaczego "mocna" od dużej (na końcu → "Mocna czwóra!")?

    OdpowiedzUsuń
  4. Czy tylko mi się wydaje, czy ta historia jest strasznie podoba do tych, które opowiadają o Lily i James'ie ?

    OdpowiedzUsuń

Poprzednie Notki