Oryginalny tytuł: One
Direction: Where We Are - The Concert Film
Tytuł polski
(przedstawiany w polskich kinach): One Direction: Where We Are
Gatunek:
Dokument, Musical
Rok produkcji: 2014r.
Data premiery za
granicą: 11 października 2014r.
Data premiery w
Polsce: 11 października 2014r.
Kraj produkcji: Włochy
Język oryginału: angielski
Czas trwania: 95
minut [wersja kinowa]
Reżyseria: Paul
Dugdale
Scenariusz: brak
scenariusza
Opis fabuły (wg Cinema City):
Najpopularniejszy
zespół na świecie, globalna pop gwiazda - zespół One Direction, zaprasza do kin
na światową premierę filmu ONE DIRECTION: WHERE WE ARE. Dołącz do chłopaków z
One Direction i zobacz niezwykły koncert grupy nagrany na słynnym stadionie San
Siro w Mediolanie. Oszałamiający koncert, największe hity grupy, ale również
nigdy wcześniej nie publikowane wywiady i zapiski zza kulis, wywiady i sekrety
trasy „Where We Are 2014”.
Moja opinia:
O tym, że film taki jak „Where We Are” w ogóle powstanie,
dowiedziałam się w połowie lipca. Od razu pomyślałam, że muszę go zobaczyć — w
końcu jestem jedną z wielbicielek zespołu One Direction, a film koncertowy
mógłby być choć w jednej setnej odzwierciedleniem prawdziwego show, na które
jeszcze nie dane mi było zawitać. Bilety kupiłam od razu, kiedy weszły do
sprzedaży, a przez kolejne półtora miesiąca z utęsknieniem czekałam na to, aby
je wykorzystać.
Kiedy nadeszła niedziela dwunastego października, pojechałam
do Cinema City wraz z moimi trzema przyjaciółkami. Gdy wchodziłam na salę,
byłam przekonana, że film będzie o wiele inny, niż się później okazało.
Z początku na ekranie ukazali nam się chłopcy, którzy
zaprosili nas na koncert. Następnie mogłyśmy śledzić jeden z wywiadów z One
Direction przeprowadzony przez Bena Winstona, twórcę paru teledysków zespołu
oraz producenta ich poprzedniego filmu biograficznego, „This Is Us”.
Po raz kolejny zespół udowadnia, że są w stu procentach
prawdziwi. Film powstał bez żadnego scenariusza, a 1D otworzyli się w
wywiadzie, opowiadając dosłownie o wszystkim. Pomogło mi to w uświadomieniu
sobie, jak to, co dzieje się z ich karierą, odbierają oni sami. Było wiele
momentów, które pozostały czystymi dumaniami i refleksjami na temat ich życia
oraz zamętu, który stworzyli na rynku muzycznym, oraz zdarzyły się również
takie, w których zespół rozśmieszył mnie do łez. Wywiad utwierdził mnie w
przekonaniu, że mimo stania się słynnymi osobami publicznymi, w głębi nadal
pozostali tymi samymi nastolatkami, którymi byli jeszcze parę lat temu. Wypowiedź
Nialla: „Jesteśmy normalnymi chłopakami, to tylko nasza praca jest nienormalna”
staje się dla mnie teraz jeszcze bardziej prawdziwa, a co najważniejsze,
szczera.
Gdy wywiad się skończył, na ekranie pojawił się duży — bo aż
z 88 tysiącami miejsc dla publiczności — stadion San Siro w Mediolanie, a
chwilę potem również zespół, który po podniesieniu się jednego z telebimów,
wszedł na scenę.
One Direction zaśpiewali największe hity ze swojej trzeciej
płyty pt. „Midnight Memories”, jak i również po kilka z drugiej — „Take Me
Home”, i z pierwszej — „Up All Night”. Wszyscy fani — ci na stadionie oraz ci na
sali kinowej — bawili się niesamowicie.
Podczas „You & I” nasze serca ułożone z rąk powędrowały
w powietrze. Gdy zaczęto grać „Little Things”, sala kinowa roziskrzyła się
jasnymi ekranami telefonów; wszyscy machali nimi w rytm powolnej muzyki.
Po tym, jak przyszedł czas na „What Makes You Beautiful”, fani tańczyli,
śpiewali i klaskali, a na „Story Of My Life” usiedliśmy na schodkach po środku
sali, aby nasz śpiew oraz śpiew ludzi ze stadionu stał się jednym głosem.
Piosenką, która była odśpiewana specjalnie dla fanów, stała się na pewno „Don’t
Forget Where You Belong”, a Niall, który jest jej autorem, wykonywał dalsze
wersy, patrząc błyszczącymi i pełnymi podziwu oczami na publiczność.
Jednym z utworów, który wzruszył mnie najbardziej, to „Right Now”, ponieważ gdy zespół śpiewał, fani na stadionie — prawie 90 tysięcy
osób — ułożyli z materiałów różnych kolorów flagę Włoch z napisem „We Are 1D
Family”. Reakcja One Direction była niesamowita! Chłopcy naprawdę nie mogli
uwierzyć w to, co widzą.
Mimo tak wielu emocji, świetnych piosenek każdego typu —
tych szybszych, i tych wolniejszych, wywiadu z zespołem, a nawet przerwy na
sikanie podczas przemowy Liama, najważniejsze i niezmienne pozostaje dla mnie
jedno: wdzięczność One Direction dla ich fanów. Nigdy nie usłyszałam od nich
większej ilości podziękowań, niż właśnie na koncercie „Where We Are”. Jestem
zadowolona, że wciąż pozostają ludźmi, którzy zdają sobie sprawę z tego, iż nie
wszystko dostaje się w życiu za darmo, a przy tym wszystkim potrafią podziękować
każdemu fanowi z osobna za to, że przyszedł, aby ich zobaczyć, że ich wspiera,
oraz że po prostu z nimi jest.
Starałam się być obiektywna, kiedy recenzowałam „Where We
Are”, ale mimo bardzo dokładnego przypatrywania się filmowi nie dostrzegłam
niczego, co mogłoby mi się nie spodobać.
Ekranizacja jest naprawdę godna polecenia, więc jeśli ktoś z
was nie miał okazji, aby ujrzeć film w kinie, polecam zakupić o wiele dłuższą wersję koncertu niż kinowa na płycie DVD, która, tak przy okazji, jest jeszcze lepsza niż ta pierwsza.
Moja ocena: 10/10
wygląd stadionu podczas piosenki „Right Now”
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz