wtorek, 27 stycznia 2015

„One Direction: Where We Are” - Recenzujemy


Oryginalny tytuł: One Direction: Where We Are - The Concert Film
Tytuł polski (przedstawiany w polskich kinach): One Direction: Where We Are
Gatunek: Dokument, Musical
Rok produkcji: 2014r.
Data premiery za granicą: 11 października 2014r.
Data premiery w Polsce: 11 października 2014r.
Kraj produkcji: Włochy
Język oryginału: angielski
Czas trwania: 95 minut [wersja kinowa]
Reżyseria: Paul Dugdale
Scenariusz: brak scenariusza


Opis fabuły (wg Cinema City):
Najpopularniejszy zespół na świecie, globalna pop gwiazda - zespół One Direction, zaprasza do kin na światową premierę filmu ONE DIRECTION: WHERE WE ARE. Dołącz do chłopaków z One Direction i zobacz niezwykły koncert grupy nagrany na słynnym stadionie San Siro w Mediolanie. Oszałamiający koncert, największe hity grupy, ale również nigdy wcześniej nie publikowane wywiady i zapiski zza kulis, wywiady i sekrety trasy „Where We Are 2014”.

Moja opinia:
O tym, że film taki jak „Where We Are” w ogóle powstanie, dowiedziałam się w połowie lipca. Od razu pomyślałam, że muszę go zobaczyć — w końcu jestem jedną z wielbicielek zespołu One Direction, a film koncertowy mógłby być choć w jednej setnej odzwierciedleniem prawdziwego show, na które jeszcze nie dane mi było zawitać. Bilety kupiłam od razu, kiedy weszły do sprzedaży, a przez kolejne półtora miesiąca z utęsknieniem czekałam na to, aby je wykorzystać.
Kiedy nadeszła niedziela dwunastego października, pojechałam do Cinema City wraz z moimi trzema przyjaciółkami. Gdy wchodziłam na salę, byłam przekonana, że film będzie o wiele inny, niż się później okazało.
Z początku na ekranie ukazali nam się chłopcy, którzy zaprosili nas na koncert. Następnie mogłyśmy śledzić jeden z wywiadów z One Direction przeprowadzony przez Bena Winstona, twórcę paru teledysków zespołu oraz producenta ich poprzedniego filmu biograficznego, „This Is Us”.
Po raz kolejny zespół udowadnia, że są w stu procentach prawdziwi. Film powstał bez żadnego scenariusza, a 1D otworzyli się w wywiadzie, opowiadając dosłownie o wszystkim. Pomogło mi to w uświadomieniu sobie, jak to, co dzieje się z ich karierą, odbierają oni sami. Było wiele momentów, które pozostały czystymi dumaniami i refleksjami na temat ich życia oraz zamętu, który stworzyli na rynku muzycznym, oraz zdarzyły się również takie, w których zespół rozśmieszył mnie do łez. Wywiad utwierdził mnie w przekonaniu, że mimo stania się słynnymi osobami publicznymi, w głębi nadal pozostali tymi samymi nastolatkami, którymi byli jeszcze parę lat temu. Wypowiedź Nialla: „Jesteśmy normalnymi chłopakami, to tylko nasza praca jest nienormalna” staje się dla mnie teraz jeszcze bardziej prawdziwa, a co najważniejsze, szczera.
Gdy wywiad się skończył, na ekranie pojawił się duży — bo aż z 88 tysiącami miejsc dla publiczności — stadion San Siro w Mediolanie, a chwilę potem również zespół, który po podniesieniu się jednego z telebimów, wszedł na scenę.
One Direction zaśpiewali największe hity ze swojej trzeciej płyty pt. „Midnight Memories”, jak i również po kilka z drugiej — „Take Me Home”, i z pierwszej — „Up All Night”. Wszyscy fani — ci na stadionie oraz ci na sali kinowej — bawili się niesamowicie.
Podczas „You & I” nasze serca ułożone z rąk powędrowały w powietrze. Gdy zaczęto grać „Little Things”, sala kinowa roziskrzyła się jasnymi ekranami telefonów; wszyscy machali nimi w rytm powolnej muzyki. Po tym, jak przyszedł czas na „What Makes You Beautiful”, fani tańczyli, śpiewali i klaskali, a na „Story Of My Life” usiedliśmy na schodkach po środku sali, aby nasz śpiew oraz śpiew ludzi ze stadionu stał się jednym głosem. Piosenką, która była odśpiewana specjalnie dla fanów, stała się na pewno „Don’t Forget Where You Belong”, a Niall, który jest jej autorem, wykonywał dalsze wersy, patrząc błyszczącymi i pełnymi podziwu oczami na publiczność.
Jednym z utworów, który wzruszył mnie najbardziej, to „Right Now”, ponieważ gdy zespół śpiewał, fani na stadionie — prawie 90 tysięcy osób — ułożyli z materiałów różnych kolorów flagę Włoch z napisem „We Are 1D Family”. Reakcja One Direction była niesamowita! Chłopcy naprawdę nie mogli uwierzyć w to, co widzą.
Mimo tak wielu emocji, świetnych piosenek każdego typu — tych szybszych, i tych wolniejszych, wywiadu z zespołem, a nawet przerwy na sikanie podczas przemowy Liama, najważniejsze i niezmienne pozostaje dla mnie jedno: wdzięczność One Direction dla ich fanów. Nigdy nie usłyszałam od nich większej ilości podziękowań, niż właśnie na koncercie „Where We Are”. Jestem zadowolona, że wciąż pozostają ludźmi, którzy zdają sobie sprawę z tego, iż nie wszystko dostaje się w życiu za darmo, a przy tym wszystkim potrafią podziękować każdemu fanowi z osobna za to, że przyszedł, aby ich zobaczyć, że ich wspiera, oraz że po prostu z nimi jest.
Starałam się być obiektywna, kiedy recenzowałam „Where We Are”, ale mimo bardzo dokładnego przypatrywania się filmowi nie dostrzegłam niczego, co mogłoby mi się nie spodobać.
Ekranizacja jest naprawdę godna polecenia, więc jeśli ktoś z was nie miał okazji, aby ujrzeć film w kinie, polecam zakupić o wiele dłuższą wersję koncertu niż kinowa na płycie DVD, która, tak przy okazji, jest jeszcze lepsza niż ta pierwsza.


Moja ocena: 10/10

wygląd stadionu podczas piosenki „Right Now”

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poprzednie Notki