poniedziałek, 24 listopada 2014

„Hopeless” - Recenzujemy


Autor: Colleen Hoover
Tytuł: Hopeless
Oryginalny tytuł: Hopeless
Gatunek: Romans

Data wydania: 16 czerwca 2014
Przekład: Piotr Grzegorzewski
Wydawnictwo: Wydawnictwo Otwarte
Liczba stron: 377
Liczba rozdziałów: brak (podział na dni i godziny, a nie rozdziały)
Kontynuacja: Losing Hope (2), Finding Cindirella (3)

Pierwszy akapit: Niedziela, 28 października 2012, 19.29
„Wstaję i patrzę na łóżko. Wstrzymuję oddech, bojąc się, że nie wytrzymam i wybuchnę.” 


Opis książki (wg tylnej okładki):
Czasem odkrycie prawdy może odebrać nadzieję szybciej niż wiara w kłamstwa.
To właśnie uświadamia sobie siedemnastoletnia Sky, kiedy spotyka Deana Holdera. Chłopak dorównuje jej złą reputacją i wzbudza w niej emocje, jakich wcześniej nie znała. W jego obecności Sky odczuwa strach i fascynację, ożywają wspomnienia, o których wolałaby zapomnieć. Dziewczyna próbuje trzymać się na dystans — wie, że Holder oznacza jedno: kłopoty. On natomiast chce dowiedzieć się o niej jak najwięcej. Gdy Sky poznaje Deana bliżej, odkrywa, że nie jest on tym, za kogo go uważała, i że zna ją lepiej, niż ona sama siebie. Od tego momentu życie Sky bezpowrotnie się zmienia.

Moja opinia:
Książkę „Hopeless” chciałam przeczytać już od dłuższego czasu, mianowicie od początku września, kiedy zobaczyłam ją na półkach w bestsellerach Empiku.
Kupując ją, nie miałam pojęcia, o czym ona opowiada i jakiego jest gatunku. Nie znałam też autorki. Zaufałam intrygującej okładce (choć mówi się, aby po okładce nie oceniać!), tytule („Hopeless” znaczy „Beznadziejny”, a ja chciałam wiedzieć, kto uważa, że taki jest) oraz pierwszym dwóm lub nawet trzem stronom książki, zawierającym same niesamowicie pozytywne recenzje ze zwrotami tj. „zmiażdżyła mnie całkowicie”. Wiedziałam też, że będzie ona o dziewczynie, która pozna chłopaka, lecz to niewiele mi dało — ile jest takich książek? Mnóstwo.
Jednak mimo wszystko, w ogóle nie żałuję, że ją kupiłam.
Zaczęłam czytać kilka dni po zakupie i już po trzech dobach od tego momentu, stanęła ona na półce „przeczytane”. Wciągnęła mnie maksymalnie. Zauroczyłam się w niej od pierwszych stron. Uświadomiła mi wiele, naprawdę wiele rzeczy. Z początku świeciła prostotą, ale potem wszystko nabrało dla mnie innego, lepszego i co najważniejsze: prawdziwego znaczenia; nawet na sam jej opis czy tytuł zaczęłam patrzeć inaczej!
Cała akcja książki toczy się od sierpnia do października 2012r. i jestem pod ogromnym wrażeniem, ponieważ w te dwa miesiące życie nastoletniej Sky, głównej bohaterki, zmienia się niesamowicie! Jest zupełnie inne pod koniec książki, niż było na początku.
Utwór zaczyna się od jednego dnia października, a potem akcja cofa się do tyłu, do sierpnia i tutaj wszystko się rozpoczyna. Teraz, kiedy jestem po przeczytaniu książki, wiem dokładnie, co oznacza wyrwany z kontekstu fragment, rozpoczynający tę cudowną powieść. Pamiętam, że na początku czułam się, jakbym czytała o kosmitach na Marsie, kompletnie nie wiedziałam, o co chodzi!
Historia opowiada o dziewczynie, Sky, która mieszka ze swoją adopcyjną matką. Żyje bez komórki, internetu i telewizji, a uczy się w domu. Jej najlepsza przyjaciółka, Six, ma niedobrą reputację, dlatego kiedy Sky udaje się ubłagać swoją mamę, aby puściła ją do szkoły, ludzie tam nie odbierają jej pozytywnie. Wręcz, powiedziałabym, że okrutnie. Six nie chodzi ze Sky do szkoły, ponieważ wyjechała na wymianę uczniowską za ocean na pół roku. Główna bohaterka sama musi odnaleźć się w nowym otoczeniu.
Poznaje Breckina, który staje się jej „najlepsiejszym przyjacielem na całym bożym świecie”. W tym samym czasie dochodzi również do poznania przez Sky Holdera, chłopaka, który tak jak ona, cieszy się nie najlepszą reputacją. Sky spotyka go w sklepie przy kasie, a potem on podbiega do jej samochodu, kiedy ta pakuje zakupy do środka. Mówi, że skądś ją zna, jednak wycofuje się, kiedy dziewczyna pokazuje mu swoje dokumenty, na których napisane jest, że nazywa się Sky. Holder, jak do tej pory, jest pewien, że ją kojarzy, lecz z innego imienia… Dopiero długo, długo potem okazuje się, że miał rację.
Ta dwójka znała się kiedyś, lecz wspomnienia zostały odebrane dziewczynie, a teraz chłopak opowiada jej o życiu, którego całkowicie zapomniała. Wszystko zmienia się nie do poznania. Nic, co było, nie jest już prawdą.
Dwójka zakochuje się z sobie. Czytając, nie mogłam nadziwić się, że takie relacje naprawdę istnieją. Kiedy chłopak i dziewczyna dogadują się tak dobrze, otwarcie i swobodnie, jak robili to Sky i Holder. Że ludzie, tacy jak oni, naprawdę istnieją.
Podczas przemierzania wzrokiem pierwszych stu pięćdziesięciu stron nie mogłam im się nadziwić. Ich przyjaźń, a później miłość, czułość, oddanie… To wszystko wydało mi się zbyt perfekcyjne. Każdy człowiek chciałby przeżyć coś podobnego, dlatego książka jest dla mnie w stu procentach prawdziwa. A potem, kiedy wszystko przechodzi z najlepszych chwil do gorszych, niż byśmy w ogóle kiedykolwiek sobie wymarzyli, staje się ona dla mnie prawie czterystoma kartkami, opisującymi po prostu życie.
Chciałam przeczytać książkę „Hopeless” między innymi dlatego, że zaintrygowała mnie jej nazwa. Teraz już wiem, co oznacza tatuaż Holdera, wiem, że obie dziewczyny kochał całym sobą, i że Sky jest jego jedynym wybawieniem. Kimś, kogo zgubił, a po trzynastu latach odnalazł.
I nie przejmujcie się, jeżeli nic z tej recenzji, opisu książki i czy jej pierwszych stron nie zrozumiecie. Doskonale zdaję sobie z tego sprawę.
Dlatego mam dla was zadanie specjalne: rzućcie wszystko, co teraz robicie i jedźcie do najbliższej księgarni, żeby kupić „Hopeless”. Nieważne, za ją cenę, ponieważ warta jest o wiele więcej, niż podają sklepy.
Książka autorstwa Hoover jest dla mnie definicją życia. Prawdziwą i jedyną w swoim rodzaju.
Pokazuje, że wszystko wydaje się innym, niż jest w rzeczywistości.
Pokazuje, że każdy z nas, ludzi, kiedyś się zagubi, a żeby odnaleźć drogę powrotną będzie potrzebował drugiej osoby. Nie jesteśmy ze wszystkim sami i nigdy nie będziemy, nawet gdyby naprawdę nam się tak wydawało. Zawsze pozostanie z nami nadzieja, Hope…
Hope pozostanie w moim sercu na długo. Jestem wdzięczna i jej, i Deanowi, i Less, i Colleen. Naprawdę. Dziękuję.

Moja ocena: 10/10

„Holder przesuwa do mnie dłoń i dotyka swoim małym palcem mojego, zupełnie, jakby nie miał siły chwycić mnie za całą rękę. To miłe, przedtem trzymaliśmy się już za ręce, za same palce – nigdy. Uświadamiam sobie, że to kolejny pierwszy raz. Wcale nie czuję się rozczarowana, ponieważ wiem, że w jego wypadku te pierwsze razy nie mają znaczenia. Niezależnie od tego, czy będzie mnie całował po raz pierwszy, dwudziesty czy milionowy, nic mnie to nie będzie obchodzić, ponieważ mam pewność, że już i tak do nas należy najlepszy pierwszy pocałunek w historii pierwszych pocałunków – chociaż nawet się nie całowaliśmy.”

2 komentarze:

  1. Szukając kopciuszka nie jest kontynuacją. To osobna książka o losach Daniela i Six, a Sky i Holder pojawiają się razem może w dwóch rozdziałach. Tak tylko mówię, bo nie zgadza to się z tym, co wpisałaś u góry. :)
    A co do oceny to zgadzam się całkowicie! Powinna nawet dostać 11/10. :) Zdecydowanie moja ulubiona książka i zdecydowanie podoba mi się Twoja recenzja. ;)
    Koneko

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. "Szukając kopciuszka" należy do cyklu "Hopeless", a o to właśnie mi chodziło.
      http://lubimyczytac.pl/cykl/1403/hopeless

      Usuń

Poprzednie Notki