czwartek, 2 kwietnia 2015

Ocena #033

Oceniająca: Ell s
Autor: Daisy D.


Ocena rekrutacyjna Ell s. 
                                                                                                              ~Carolle


Pierwsze wrażenie (20/24)

Praktycznie wszyscy czytelnicy początkowo zwracają uwagę na wygląd bloga i to decyduje, czy zostaną na dłużej, czy też nie. Tutaj na pierwszy rzut oka widać nagłówek utrzymany w jasnych kolorach; dominują pomarańcz oraz jego odcienie, co kojarzy mi się z ciepłem. Grafika przedstawia rudowłosą dziewczynę, kilka mniejszych elementów i intrygujący napis zapisany ładną czcionką. Zjeżdżam niżej. Po prawej stronie kolumna z dodatkami, po lewej, choć bardziej wygląda mi to na środek, znajdują się posty, które mają ciemniejsze tło.
Całość jest przejrzysta i schludna, co przyjmuję z uśmiechem – dobrze jest widzieć bloga, który nie jest przepełniony zakładkami i różnymi (czasem nawet zbędnymi) gadżetami. Dodatkowo sprawę ułatwia to, iż blog wygląda na zadbany, więc wszystko jest na swoim miejscu, ani nie trzeba niczego przesadnie długo szukać.
Przeczytawszy adres bloga, nie trzeba się wiele zastanawiać, aby wiedzieć, że opowiadanie będzie dotyczyło najmłodszej córki państwa Weasley – Ginny. Love of Ginny Weasley, co oznacza Miłość Ginny Weasley jest dosyć prostym do zapamiętania złożeniem, jednak niezbyt kreatywnym i mało wyróżniającym się z innych blogów o podobnej tematyce. Tytuł bloga nie jest tak bardzo jednoznaczny. „Maska pokazuje nasze prawdziwe oblicza” to zdanie, które nie jest cytatem – przynajmniej tak mi się wydaje – a jednak zmusza do myślenia. Co miała na myśli autorka, wybierając je na nazwę swojego bloga? Mam nadzieję, że czytając opowiadanie, znajdę odpowiedź na to pytanie, bo w chwili obecnej mam totalną pustkę w głowie. Zwykle w opowiadaniach dopiero, gdy ktoś zdejmował maskę, ukazywała się druga strona medalu, jego prawdziwe oblicze, więc taką nazwą autorka naprawdę mnie zaintrygowała.
Co rzuca się w oczy? Barwa, którą cała witryna jest przepełniona i wywołuje niechciany efekt polegający na „wszędobylskim” kolorze, który otacza nas z każdej strony. Muszę pogratulować autorce oryginalności przy doborze szablonu, na którym brak aktorki odgrywającej w ekranizacji rolę Ginny Weasley – nie trzeba się przecież trzymać wszystkiego, co narzuca nam reżyser.


Grafika (19/23)

            Szablon bloga został wykonany przez Elfabę, czego dowiaduję się z odnośnika zamieszczonego w jednym z gadżetów. Posiada układ zamknięty i jest wykonany porządnie, bez żadnych widocznych problemów czy usterek.
Od razu widać, że nagłówek nawiązuje do tematyki bloga i z pewnością zachęca do czytania; niektóre elementy wzbudzają nieprzeciętne zainteresowanie, więc pozostaje tylko zacząć czytać, by zaspokoić swoją ciekawość. Jak wspomniałam wcześniej – na grafice można dostrzec rudowłosą dziewczynę ze spuszczoną głową, zamek Hogwart, jak i również różdżkę, jaśniejsze bąbelki, wyglądające niczym bańki mydlane oraz białe, błyszczące gwiazdki ciągnące się w zakręconym rządku i napis w języku angielskim („Come down and see me again” co w wolnym tłumaczeniu oznacza: „Przyjdź i zobacz mnie ponownie”). Z nagłówka można wywnioskować, iż opowiadanie będzie związane z kultową serią Harry’ego Pottera, a jednak zapisana kartka oraz tarcza zegara wprowadzają dozę tajemniczości, która każe mi iść dalej i dowiedzieć się, czy będzie to miało bezpośredni związek z fabułą. Ostatnimi czasy jest duży nacisk na historie oparte na podróżach w czasie – może i tutaj będą one wątkiem przewodnim? Kto wie.
Moją uwagę przykuwa gadżet zatytułowany „Żongler”, w którym znajdują się dodatkowe informacje od autorki bloga. Jest on całkiem przydatny, bo szybko można dowiedzieć się czegoś na temat publikacji kolejnych rozdziałów.
Czcionka niestety nie jest zbyt ciekawa. Brak polskich znaków utrudnia czytanie, gdy pojawiają się one zapisane odmiennie od pozostałych liter. Za to kolor jest miłą odskocznią od uniwersalnej czerni, która dominuje w większości blogów.
Wygląd bloga nie przeszkadza w czytaniu; jest zupełnie neutralny, natomiast kolorystyka to głównie barwy ciepłe, aczkolwiek mało różnorodne.
Na szczęście estetyka została zachowana – gadżety są opisane, a posty zaopatrzone w czytelnie zapisaną datę i wyodrębniony tytuł. Nic na siebie nie „nachodzi”. Aż miło się patrzy!
Dodatków wcale nie jest zbyt dużo; wszystko jest minimalistyczne, więc o przepełnienie nie ma się co martwić. Mogłabym nawet powiedzieć, że jest ich za mało. Co prawda blog nie posiada archiwum, ale po przejrzeniu podstron zauważyłam, że w jednej z nich mieści się spis treści, więc nie jest źle.


Treść (74/92)

Fabuła/Akcja (20/28)

Miło, że przy każdym rozdziale pojawiają się tytuły, chociaż pierwszy z nich od razu mnie zniechęcił. Nie mam tu na myśli źle dobranych słów, ale temat balu, który jest niczym chleb powszedni w fanfiction potterowskim – autorki zwykle uważają, że dobre opowiadanie nie obejdzie się bez niego, więc i tutaj się pojawia.
W pierwszym rozdziale bal jest przedstawiony w nietypowy sposób – są to wspomnienia Ginny z dnia poprzedniego, jednak odróżnienie retrospekcji od teraźniejszości nie sprawia problemów. Dowiadujemy się także, że akcja opowiadania rozgrywa się w czasie, gdy dyrektorem jest Snape, a Carrowowie nauczają w Hogwarcie: Alecto Mugoloznastwa, a Amycus Obrony Przed Czarną Magią. Większe niezgodności się nie pojawiają, choć mogłabym się uczepić Balu Maskowego rodem z Wenecji, który wywodził się od mugoli, więc mało prawdopodobne jest to, iż śmierciożercy zgodziliby się na pomysł organizacji uroczystości, wywodzącej się od nieczarodziejskiej części świata.
Wątków jest dosyć sporo, jak na tę liczbę rozdziałów. Oprócz poszukiwań tajemniczego partnera, z którym tańczyła Ginny, pojawiają się inne postacie, których dotyczą równie (a może i nawet bardziej) ciekawe sytuacje. Niestety, nie wszystkie z nich są dokończone albo chociaż w jakikolwiek sposób wspomniane, np. od rozdziału trzeciego wątek z Elene Thomp nie jest poruszany, a szczególnie mnie zainteresował.
Tempo akcji nabiera prędkości wraz z kolejnym rozdziałem, co działa na niekorzyść. Wszystko dzieje się szybciej niż powinno i czasem można się pogubić w chronologiczności wydarzeń.
Czytając to opowiadanie, mam nieodparte wrażenie, że migają mi kolejne slajdy, zdjęcia ukazywane jedno po drugim, z którymi są związane jakieś historie. Każdy rozdział nie zaczyna się od dokończenia pozostałego, lecz jest urywek czasu pomiędzy nimi, który jest nam nieznany, możemy się najwyżej domyślać, co się wtedy działo – a na pewno nic ciekawego, skoro o tym nie wspominasz. Dla niektórych może i jest to oryginalny przeskok, ale ja, niestety, nie zaliczam się do tych osób.
Co mnie pozytywnie zaskakuje? To, że autorka od półtora roku dalej pisze i się nie poddaje, a widać, że pomysłów na skomplikowanie życia bohaterom ma całkiem sporo i zaczyna je wdrażać w życie. Poza tym miło jest znaleźć w opowiadaniu ciekawy cytat, który mi osobiście bardzo się spodobał: „Na nic zaklęcia, pereł sznur. Me serce chroni tęgi mur”. Szkoda tylko, że nie podano autora tych słów.

Świat przedstawiony (16/20)

Bohaterów jest dużo, ale są oni różnorodni, chociaż można zauważyć charaktery, które pojawiają się w każdym potterowskim opowiadaniu. Jestem jednak zadowolona z tego, że postacie wydają się naturalne i rzeczywiste; niektóre mają jakieś niedociągnięcia, ale da się na nie przymknąć oko.
Ginny Weasley jako główna bohaterka jest skomplikowaną postacią. Najbardziej zaskoczyło mnie w tej postaci to, że po rozstaniu z Harrym Ginny staje się zupełnie inną osobą i według opowiadania jej doświadczenie z chłopakami jest większe niż u Lavender Brown. Jej zachowanie w tym momencie jest strasznie dziecinne i nieodpowiedzialne, a gdy wreszcie poznaje swojego „księcia”, marzy o szczęśliwym zakończeniu. Tutaj widać, że pod tą maską skrywa prawdziwe oblicze (nawiązanie do tytułu, nad którego znaczeniem się zastanawiałam), bo staje się bardziej otwarta, gdy tajemniczy chłopak nie zna jej tożsamości. Dopiero na tej podstawie można sądzić, że zachowanie Ginny po odrzuceniu Wybrańca jest niejako „na pokaz”, aby pokazać, że nie wywarło to na niej tak wielkiego wrażenia.
Draco Malfoy, czyli chłopak, któremu wszystko się wybacza, ponieważ robi wiele złych rzeczy wbrew sobie. Tak jak w powielających się opowiadaniach z jego udziałem – głównym powodem, dla którego jego zachowanie jest takie, a nie inne są rodzice. W opowiadaniu Daisy Draco właściwie nawet nie jest swoim cieniem. Bez ironii, drwiącego uśmieszku, za to z romantyzmem i opiekuńczością zupełnie mu nie do twarzy. Tutaj minus na całej linii – równie dobrze można było podstawić Ginny jakiegoś Puchona, podmieniając mu nazwisko na Malfoy i dodając do napoju Eliksiru Wielosokowego z włosem Ślizgona.
Demelza to przyjaciółka Ginny i jej totalne przeciwieństwo. Nastolatka jest romantyczką i jest od razu pewna, że Ginny i tajemniczy partner z balu są sobie przeznaczeni. Jest ładną i inteligentną dziewczyną, chociaż w opowiadaniu została przedstawiona zbyt idealnie i niepodobnie w sferze wyglądu. Delikatna, bystra, posiada naturalny, dziewczęcy urok, uroczy śmiech, cechuje się niewinnością – cóż, dziewczyna-cud, prawda? Same zalety, takiej ino ze świecą szukać, a tutaj pod nosem, w dodatku wolna, do wzięcia. A, proszę!
Lorena to postać, którą najbardziej lubię. Dziewczyna jest zabawna nawet wtedy, kiedy wydarzenia z nią związane są tragiczne. Sytuacja z dziennikiem, w którym zapisywała wszystkich mężczyzn, z którymi sypiała, była komiczna, chociaż straszna pod tym względem, iż w młodym wieku straciła dziewictwo.
Blaise Zabini i Thedor Nott, czyli czarne charaktery, które mogę tylko pochwalić. Tacy bohaterowie to niezaprzeczalnie moi ulubieńcy, bo są bezwzględni i zimni. Ich charaktery pozostały nienaruszone – są tak zepsuci przez śmierciożerców, że bez obaw bluzgają i drwią z mugolaków. Zdecydowany plus za te dwójkę.
Elene Thomp to moja kolejna gwiazdka tego opowiadania. Dziewczynę polubiłam od razu i strasznie współczułam jej tego, że musiała znosić katusze z powodu swojego chłopaka, Colina. Mam nadzieję, że jeszcze pojawi się w dalszych rozdziałach, a sytuacja z jej pamięcią się jakkolwiek wyjaśni.
Severus Snape dotychczas pojawił się tylko raz w opowiadaniu, kiedy uratował Ginny z rąk oprawców Elene. Jak na dyrektora Hogwartu rzadko się o nim mówi, o wiele rzadziej niż o pozostałych nauczycielach-śmierciożercach i w opowiadaniu Daisy widać, że większy autorytet mają bliźnięta Carrow, aniżeli on.
Alecto i Amycus Carrowowie, czyli wyżej wspomniani nauczyciele-śmierciożercy. Oboje bezwzględni i niezbyt uprzejmi dla Hogwartczyków. Siostra uczy Mugoloznastwa, które stało się obowiązkowe, jednak jej tok nauczania nie jest podręcznikowy. Wmawia uczniom, że mugole to gorszy gatunek i bije uczniów za byle błahostkę, podobnie postępuje jej brat, który uczy Czarnej Magii na przedmiocie Obrony Przed Czarną Magią. Są brutalni, jednak w wersji tego opowiadania wyszli bardzo łagodnie. Nie sprzeciwili się balowi, ba, sami się w jego organizację zaangażowali, podchwycili pomysł od mugoli…
Rodzina Weasleyów i Fleur – tu mogłabym wypisać po kolei wszystkich, jednak najlepiej skupię się tylko na paru osobach. Po pierwsze: Bill. Rozmowa o białej kiełbasie nazwanej przez chłopaka „rasistowskim gównem” bardzo mi się podobała i była bardzo… życiowa, tak bym ją opisała. Jednocześnie prosta i bez wyczerpujących szczegółów, ale czytając o tym, wczułam się w przedstawioną sytuację, jakby była ona na porządku dziennym. Gratulacje, bo taki efekt rzadko kto potrafi u mnie wywołać. Państwo Weasley zaskoczyli mnie na końcu. Ich decyzja uniemożliwiła Ginny dalsze spotykanie się z ukochanym, ale szczerze mówiąc, na ich miejscu zrobiłabym to samo (powodem pozostania Ginny w Norze nie jest to, iż jej rodzice dowiedzieli się o jej związku, jeśli ktoś źle by mnie zrozumiał) – tutaj także łatwo było utożsamić się z Molly i Arthurem. Spodobała mi się również Fleur, która w sumie jest tak realistycznie przedstawiona, że trudno nie było mi się nie uśmiechnąć, kiedy czytałam, że z uprzejmości pochwaliła Molly za pyszną zupę, choć jej nie smakowała. Niby drobiazg, ale według mnie to właśnie takie drobiazgi są najpiękniejsze w opowiadaniu.
Opisów jest bardzo dużo, szczególnie na początku, ale nie ma tutaj problemów z „ciągnącym się” tekstem. Niestety, trudno wyobrazić sobie miejsca, w których znajdują się bohaterowie albo ich wygląd, gdyż tych jest mniej. Autorka bardziej skupia się na wydarzeniach i emocjach przedstawianych postaci, co wychodzi jej bardzo dobrze.
Czas akcji nie jest wyraźnie zarysowany, jeżeli chodzi o dni upływające od balu, ale nie sprawia to kłopotu w czytaniu. Najważniejsze, że wiadomo, iż przedstawione wydarzenia mają miejsce w marcu oraz kwietniu 1998 roku, czyli wkrótce przed Drugą Bitwą o Hogwart.

Styl/Dialogi (33/37)

            Od samego początku wprowadzona jest narracja trzecioosobowa skupiająca się na postaci Ginny Weasley. W tym wypadku jest ona jak najbardziej odpowiednia.
            Szczerze powiedziawszy, myślałam, że będzie gorzej. Nie chcę w ten sposób urazić autorki, ale muszę powiedzieć, że naprawdę jestem zaskoczona. Pomimo wielu błędów słownictwo nie jest ubogie, a styl jest lekki, dzięki czemu rozdziały czytało się płynnie i nie trzeba było tego robić przymusowo. Opowiadanie zaciekawiło mnie, jednak nie pod każdym względem – bardziej zainteresowała mnie postać Loreny i Elene niż temat miłości Ginny.
Tekst jest pisany prostym językiem, chociaż czasem zdarzało się tak, iż dwa razy się zastanawiałam, dlaczego coś zostało opisane bądź przedstawione w taki sposób, a nie inny.
            Zwrotów akcji nie było na razie wiele, jednak w ostatnim rozdziale naprawdę zaskoczyła mnie końcówka, na którą nic nie wskazywało, dlatego mam nadzieję, że wkrótce będzie ich więcej.
            Dialogi w tym opowiadaniu odegrały ważną rolę i spełniły się bardzo dobrze – są ciekawe i „zwyczajne” w dobrym tego słowa znaczeniu. Nie występują żadne utarte zwroty grzecznościowe w każdym zdaniu. Bohaterowie są po prostu normalnymi ludźmi, bez żadnych nadzwyczajnych cech, których nie posiadałby nikt oprócz nich. 
            Cóż, nie pozostaje mi nic innego do dodania niż to, że opowiadanie czyta się naprawdę przyjemnie, a autorka dobrze zrobiła, umieszczając je w Internecie. Może teraz nie jest jeszcze zbyt wyszukane ani nadzwyczajne, jednak trening czyni mistrza, a po jakimś czasie można cofnąć się do starych rozdziałów i dopisać to, czego w nich brakuje, dlatego liczę, że z każdym dalszym rozdziałem autorka będzie pisać coraz lepiej.

Oryginalność (5/7)

Początkowo opowiadanie może wydać się naprawdę prymitywne i oklepane, zaczynając od balu wiosennego, a kończąc na miłości głównej bohaterki, jednak widać tutaj pomysł autorki na historię związaną nie z Hermioną Granger, a z Ginny Weasley, z którą rzadziej można się spotkać w fanfiction jako główną postacią.
Po części wydarzenia zgadzają się z kanonem, ale dzieją się także rzeczy, których w książce nie znajdziemy. Przykładowo przez pierwsze rozdziały tożsamość tajemniczego chłopaka z balu jest nieznana, przez co można długo zachodzić w głowę, kim on jest, chociaż ten pomysł jest już dosyć stary i często wykorzystywany nie tylko w książkach, opowiadaniach, ale również w filmach.
Nie zaprzeczam jednak, że odstępstwa od serii nie są dobre, bo o to w fanfiction akurat chodzi – aby wprowadzić coś swojego.


Poprawność (20/50)

            Z punktacji wynika, że z poprawnością jest naprawdę źle i trzeba to jak najszybciej poprawić. Pomimo że poprawiłam jedynie pięć rozdziałów z umieszczonych dziewięciu, to już widać, że należy podszkolić się albo napisać do bety, która podjęłaby się poprawiania rozdziałów, które dodano wcześniej jak i tych, które dopiero zostaną udostępnione.
            Ortografia jest całkiem w porządku, błędów nie ma wiele, choć są wyraźne i bardziej rzucają się w oczy niż interpunkcja.
            Najgorzej było jednak z interpunkcją. Przecinki często są tam, gdzie być ich nie powinno, a miejsca, w których należałoby je umieścić, świecą pustkami. Najczęściej brakuje przecinków oddzielających zdanie nadrzędne od podrzędnego (np. „Pamiętała, jak tańczyli na środku sali”) oraz nadrzędne od podrzędnego, wyrażonego równoważnikiem imiesłowowym (np. „Przypomniała sobie ich taniec, uśmiechając się pod nosem”). Problem jest także z dywizami (-), które pojawiają się w miejsce myślników (–). Nie obyło się również bez niepotrzebnych spacji po rozpoczęciu nawiasu i braków odstępów po wypowiedziach bohaterów, a przed myślnikiem – w tym przypadku dywizem – i didaskaliami (np. „Był tutaj- powiedział.”)

Ortografia (13/15)

Rozdział 1. Bal, ach ten Bal
„(…) a świat lawirował przed oczami.” = Lawirować oznacza poruszać się naprzód, zręcznie omijając przeszkody, więc to słowo tutaj nie pasuje. Zastąpiłabym je słowem wirować.
I jej sie to udało.” = Brak ogonka przy się.
Porozumiewali sie bez słów. = Jak wyżej.

Rozdział 2. Przypadki chodzą po ludziach
            „Szalik na ustach, włosy zakrywające oczy lub na prawdę porządny makijaż (…)” = Naprawdę pisze się łącznie.
           
Interpunkcja (0/10)

Rozdział 1. Bal, ach ten Bal
            „Powtarzając jak mantrę „ Prawa, lewa”, doszła do łazienki.” = Niepotrzebna spacja po pierwszym znaku cudzysłowu. Przecinkiem oddzielamy zdanie nadrzędne od podrzędnego, wyrażonego równoważnikiem imiesłowowym.
            „Pamiętała, jak ja obejmował.” = Przecinek pomiędzy zdaniem nadrzędnym a podrzędnym.
„Odkąd Potter złamał jej serce, zmieniła się jeszcze bardziej. Nie mogła nikomu pokazać, jak bardzo cierpiała.” = W obydwu zdaniach ten sam błąd. Reguła - jak wyżej.
            „Ileż to razy była szczęśliwa i spełniona, nie zakochując się?” = Ponownie brakuje przecinka.
„Nawet nie wiedząc, kim jest.” = Brak przecinka, reguła ta sama co przy poprzednim.
            „W końcu czy można nazwać „ miłością od pierwszego wejrzenia” coś, czego nie się nie do końca widziało.” = Błąd na błędzie. Niepotrzebna spacja przed pierwszym znakiem cudzysłowu oraz brak przecinka przed czego.
            „Widzący to uczniowie wpadli, więc na genialny pomysł zorganizowania balu.” = Teraz akurat zaznaczony przecinek jest zbędny. Zdanie ma tylko jedno orzeczenie, podkreślone przeze mnie, dlatego nie ma potrzeby oddzielania przecinkiem reszty zdania.
            „Nie z podrygiwaniem, jakby na krześle elektrycznym, do nic nie znaczących krzyków (…).” = Przecinki należy umieścić przed słowem jakby i po elektrycznym, gdyż jest to wtrącenie.
            „(…) stanęli wyselekcjonowani uczniowie, będący najtwardszymi, jakich można było znaleźć w tym czasie w Hogwarcie.” = Przecinek powinien pojawić się po najtwardszymi.
            „(…) całe grono stało z rozdziawionymi gębami, słysząc ich decyzję.” = Przecinek należy umieścić przed słysząc.
            „Wyglądali niesamowicie głupio, dopóki Amycus nie nafaszerował ich otwartych buź bąbelkami.” = Ponownie zgubiony przecinek.
            „Wybłagana szkolna suknia Fleur, po przeróbkach rudowłosej mieniła się we wszystkich odcieniach błękitu.” = Przecinek postawiony w złym miejscu; w tym zdaniu jest tylko jedno orzeczenie, więc nie wymaga ono stawiania przecinka.
             „(…) więc granatowe niebo upstrzone milionami brylancików można było zobaczyć, lekko zadzierając głowę.” = Brak przecinka.
            „Na wodzie unosiły się papierowe lampiony, dodając miejscu niezwykłej atmosfery.” = Jak wyżej.
            „Sali, z niewielkiego balkoniku pod sufitem, przyglądały się bliźnięta. Uśmiechały się, czekając na rozpoczęcie balu.” = Wtrącenie powinno być oddzielone przecinkami, które zakreśliłam na czerwono. W drugim zdaniu także przecinek.
            „Wraz z pierwszymi dźwiękami światła zaczęły wirować, wypełniając salę wszystkimi istniejącymi kolorami.” = Brak przecinka. Czytając to zdanie, początkowo zrozumiałam, że sala wypełniła się „dźwiękami światła” i musiałam chwilę pogłówkować, aby dobrze to odczytać. Warto byłoby przekształcić to zdanie w taki sposób, aby nie utrudniało zrozumienia czytanego tekstu.
            „(…) i nikt nie wiedział, czy partner jest ubrany na czarno, czy na biało, a może w jakiejś innej barwie?” = Brak przecinka.
            „Już w połowie melodii Longbottom puścił Ginny, nawet tego nie zauważając.” = Jak wyżej.
            „(…) szukała wzrokiem kogoś, kogo mogłaby chwycić w ramiona.”
            „- Jeśli nie chcesz kary u Carrow'ów, to tańcz i nie wyglądaj jak kretyn- syknęła, robiąc obrót.” = Przecinki należy postawić przed to i robiąc oraz dodać spację przed zakończeniem wypowiedzi. Dodatkowo dywizy (-), które nie pełnią funkcji myślnika (–) i należałoby je zamienić na prawidłowy znak interpunkcyjny.
            „Lekki wiatr hulał między gałęziami drzew, nie robiąc większego wrażenia na ludziach na Błoniach.” = Brak przecinka.
            „Ginny nie wiedziała, dokąd idzie.” = Jak wyżej.

Rozdział 2. Przypadki chodzą po ludziach
            „Powoli przeżuwała każdy kęs, wiedząc, że jak go nie zje, będzie od niej cuchnąć jak w gorzelnie, a nie wiedziała, jak na to zareagują Carrow’owie.” = Przecinki.
            „- Alecto nas zabije, jak się spóżnimy.- I nie była to mocna przesada.” = Dywizy, brak przecinka i kropki na końcu wypowiedzi bohaterki; didaskalia od dużej litery i spacja przed dywizem.
            „Miały szczęście, bo Carrow, przepraszam, Profesor Carrow nie było jeszcze w Sali.” = Przecinek przy wtrąceniu.
„Każdemu posyłała uśmiech mówiący: „Może nie teraz, ale kiedyś oberwiesz.” = Brak cudzysłowu i dwukropka.
„(…) gdy wykrzyknęła:- Vane, zdefiniuj: „ Mugole”! = Brak dwukropków przed wypowiedzią bohaterki i cudzysłowem, dywiz zamiast myślnika, niepotrzebna spacja po pierwszym znaku cudzysłowu (powinno być: „(…) gdy wykrzyknęła: – Vane, zdefiniuj: „Mugole”!”)
nie chcemy przecież, by tak młoda czarownica miała problemy w wysławianiem się.” = Nie dużą literą.

Rozdział 7. Z sekretu w sekret = Brak kropki po numerze rozdziału
            „Podając Grubej Damie hasło, przetoczyli się do środka.” = Przecinek.
            „Uśmiechnęła się pod nosem, widząc butelkę Ognistej w jego dłoni.” = Jak wyżej.

Rozdział 9. Wielkanoc Weasley’ów = Brak kropki po numerze rozdziału.
            „Po prostu nie jestem głodna, mamo.” = Przecinek przed mamo, gdyż jest to apostrofa i nie nawiązuje w żaden sposób do wcześniejszej wypowiedzi oprócz określenia osoby, do której zwraca się bohaterka.
           

Inne błędy (3/15)

Rozdział I. Bal, ach ten Bal = Nie rozumiem, dlaczego drugie słowo bal jest zapisane dużą literą. Nie jest to nazwa własna.
„Delikatnie postawiła ją na ziemi i przeniosła ciężar całego ciała.” = Na co przeniosła?
„Tam wdepnęła w coś o niezbyt przyjemnym zapachu. Mieszanina wódki, brzoskwini i różnych potraw serwowanych na wczorajszym balu. Spojrzała w dół z odrazą. Wymiociny.” = Wymiociny raczej cuchną kwasem żołądkowym, aniżeli jedzeniem, z którego się składają.
„Jak traktował jak najkruchszy i najcenniejszy skarb.” = Po pierwsze, brakuje zaimka . Po drugie, powtórzenie. Poprawnie brzmiałoby: „Jak traktował niczym najkruchszy i najcenniejszy skarb”.
Stanowczo nie należała do dziewcząt, które łatwo odpuszczają.” = Słowo stanowczo radziłabym zamienić na: na pewno bądź zdecydowanie, gdyż są one bardziej odpowiednie.
„Tylko księżyc znał wszystkie jej żale. Był powiernikiem jej łez. Słuchaczem tłumionego płaczu. Aż pewnej nocy nie zjawiła się na rozmowę z nim. Wtedy część jej serca odłamała się bezpowrotnie. Nie była to część miłości. To była część Harry’ego. Ale Ginny nie chciała ryzykować.” = Przeczytałam ten fragment wiele razy i nadal nie mogę zrozumieć, o kogo dokładnie chodzi. Na początku mogłoby się wydawać, iż autorka miała na myśli księżyc „rozmowę” z księżycem, jednak później jest wzmianka o sercu dziewczyny, które zostało złamane. Z jednej strony może chodzić o to, że Harry zerwał z Ginny, ale nie jest to do końca dopowiedziane, więc trzeba się naprawdę sporo namyśleć, aby zorientować się w tym fragmencie tekstu.
„Nie wierzyła w miłość od pierwszego wejrzenia. Nawet gdyby, to ta nie mogła taka być.” = W drugim zdaniu bardziej pasowałoby: „Nawet gdyby, to nie mogła tak wyglądać.”, bo obecnie trudno zrozumieć sens wypowiedzi.
„W końcu czy można nazwać „ miłością od pierwszego wejrzenia” coś czego nie się nie do końca widziało.” = Powtórzenie słów koniec oraz nie. Zły znak interpunkcyjny na końcu zdania. Poprawnie powinno brzmieć: „Jednak czy można nazwać „miłością od pierwszego wejrzenia” coś, czego się do końca nie widziało?”.
„By jeszcze bardziej zmniejszyć podobieństwo zarządzono, że będzie to Bal Maskowy.” = Zabrakło dopisanego przeze mnie na czerwono wyrazu.
„Tchnięci tą myślą przetrwali listopad, grudzień, styczeń, luty i wreszcie długo wyczekiwany marzec…” = Zdanie jest tak złożone, iż wynika z niego, że bal odbędzie się nie w marcu, lecz dopiero gdy minie. Dobrze byłoby poprawić to i dopisać: „(…) wreszcie nadszedł długo wyczekiwany marzec”.
„Jak każda dziewczyna chciała wyglądać perfecto.” = Jako że jest to zapożyczenie z innego języka, więc powinno być zapisane kursywą bądź poprawione na polski odpowiednik – perfekcyjnie.
„Do Ginny podszedł Neville, którego nawet w masce poznać można po fajtłapowatych ruchach.” = Zdanie brzmiałoby lepiej w ten sposób: „(…) którego nawet w masce można było poznać po fajtłapowatych ruchach”.
„Dziewczyna nie potrafiła mu odmówić, bo wiedziała, że każda inna będzie się mu śmiała w twarz.” = „(…) będzie śmiać się mu w twarz.”
„Zrobiła obrót o 360 0 (…).” = Lepiej zapisać słowo stopni słownie, gdyż nie wszyscy mogą się domyślić, o co chodzi. Warto byłoby też pomyśleć nad tym, aby nie zapisywać liczb za pomocą cyfr, bo utrudniają one czytanie.
„(…) na ludziach na Błoniach.” = Błonie to nie nazwa własna, dlatego zapisujemy je małą literą.
„Nie umiała odmówić. Nie z obowiązku. Z własnej chęci.” = Warto byłoby przekształcić te zdania, aby były bardziej zrozumiałe, bo obecnie nie są jednoznaczne.
„Objęła go moccno rękami i oparła się o policzek (…).” = Podwójne „c”.
„Jego dłonie nagle się oderwały, a do gry weszła Ognista…” = Tego w ogóle nie rozumiem. Ognista Whiskey? Nie jest dokładnie określone, o co może chodzić, więc można tak główkować do rana… Tylko jakim cudem na łódce znalazłaby się Ognista Whiskey?
„Potem zaczęła jako tako porządki.” = Jako takie. Błędne odmienienie przez rodzaje.

Rozdział 2. Przypadki chodzą po ludziach
            „Miały szczęście, bo Carrow, przepraszam Profesor Carrow nie było jeszcze w Sali.” = Profesor z małej litery.
            „Dzień Dobry, młodzi czarodzieje.” = Dobry małą literą.
„Alecto nas zabije jak się spóżnimy.” = Literówka – zamiast ź jest ż.

Rozdział 7 Z sekretu w sekret
            „Oj dobrze, juz się tak nie rumień, bo zaraz i ja będę przypominał wielkiego buraka.” = Literówka – zamiast ż jest z.
           
Dodatki (12,5/15)

Blog posiada dodatkowe zakładki, tj.: „Opowieść”, czyli po prostu stronę główną;
„Biblioteka”, gdzie możemy odnaleźć spis zamieszczonych rozdziałów, a „Sowiarnia” to ukryty pod inną nazwą spamownik. Natomiast z  zakładki „Historia” możemy się dowiedzieć dużo na temat czasu, w którym dzieje się akcja oraz tego, czego będzie dotyczyć opowieść. Taki dodatek uważam za bardzo dobry pomysł; można do niego zajrzeć jeszcze przed przeczytaniem, aby dowiedzieć się tego i owego.
            Gadżety są umieszczone po prawej stronie, zaczynając od „Żonglera”, czyli wcześniej wspomnianych aktualności, poprzez linki i button do innych blogów („Świstokliki” oraz „Szablon”), a kończąc na dodatku „O mnie”, w którym, niestety, nie ma żadnych informacji o autorce oprócz tego, iż posługuje się ona pseudonimem Daisy D. Na dole strony, tuż pod postami, mieści się dodatek „Obserwatorzy”, czyli jeden z gadżetów, który potrafi ułatwić życie czytelnikowi.
Odnośniki z zakładki „Biblioteka” oraz gadżetu „Świstokliki” działają prawidłowo, nie wliczając w to jednego z nich – Katalogu Opowiadań (z tego, co zauważyłam brakuje dwukropka w adresie: http://katalog-opowiadan.blogspot.com/). Wszystkie z nich są ułożone według zakresu działań: najpierw spisy i katalogi, później ocenialnie.
Button prowadzący do IS-u  znajduje się tuż pod nadmienionymi wyżej odnośnikami.
Zbędnych zakładek nie ma, wszystkie potrzebne rzeczy znajdują się na swoim miejscu.

Punkty od oceniającego (3,5/5)

            Pierwszy raz przeglądając bloga, miałam wrażenie, że będzie naprawdę źle. Mój pesymizm wynikał głównie z powodu pomarańczowego szablonu i błędów, które widać było już na pierwszy rzut oka. Dopiero później, gdy zaczęłam czytać, zrozumiałam, że powiedzenie „nie wolno oceniać książki po okładce” ma jakiś sens.
            Wiele razy mnie zaskoczyłaś i choć czuję się teraz jak Magda Gessler, która poucza restauratorów (xD), to muszę z całą pewnością powiedzieć, że potencjał masz duży, dlatego radzę go nie zmarnować. Opowiadanie pisałaś, zwracając uwagę na szczegóły i wyraźnie przedstawiając emocje postaci, dlatego podejrzewam, że ocena byłaby dużo wyższa, gdyby nie te wszystkie błędy, których, jak pewnie zauważyłaś, było naprawdę dużo. Proponuję je poprawić albo poszukać bety, która zrobiłaby to za Ciebie.
Pomimo tych wszystkich niedociągnięć mogę z czystym sercem powiedzieć, że warto przeczytać to opowiadanie. Może tym, którzy nie przepadają za romansami lub/i Harrym Potterem, nie przypadnie do gustu, ale czemu nie dać szansy wytworowi wyobraźni innej osoby?

Punkty w sumie: 149/209 pkt.

Ocena: Dostateczny (ok. 71%)

2 komentarze:

  1. Rany, rany, rany!
    Dziękuję za ocenę! Jak patrzę na te wszystkie błędy... Załamka. Najwyższa pora znaleźć betę. I się porządnie zabrać za gramatykę. I ortografię. I interpunkcje. Moje oceny też na tym skorzystają x3
    Przyznam szczerze, że Lorie jest również moją ulubioną postacią. Według wielu osób mocno przekoloryzowana, ale czy bez tego byłaby tą samą Loreną Simulus?
    Jeszcze raz dziękuję, za poświęcenie czasu nad moim blogiem. Uwagi dały do myślenia i zabieram się za poprawę.
    XX
    Daisy D.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Proszę bardzo. :D Błędów, owszem, było dużo, ale wszystko da się poprawić. Trzeba tylko poćwiczyć. ;) Lorie rzeczywiście jest postacią, której nie da się nie polubić.
      Życzę wytrwałości przy poprawianiu. :))
      Ell

      Usuń

Poprzednie Notki