piątek, 19 września 2014

I Urodziny ISu - Dzień 5.

Załoga ISu wita was w piątym dniu świętowania naszych urodzin! Czas bardzo szybko leci, nie sądzicie? :)
Lusieeek i Carolle zadbały, abyście ten dzień spędzili z równie dużą ilością prezentów, jak poprzednie cztery. Tym razem zapraszamy na aż trzynaście recenzji - w tym: czterech filmów, czterech seriali i pięciu książek - oraz na Ocenę Specjalną, która sprawi (mamy nadzieję!), że poznacie bliżej wspaniałą, polską wokalistkę, bloggerkę modową oraz autorkę tekstów, Honoratę HONEY Skarbek.
Zapraszamy do świętowania razem z nami! ;p


Recenzja filmu "Obecność" by Lusieeek

Oryginalny tytuł: The Conjurng
Gatunek: horror
Rok produkcji: 2013
Data premiery za granicą: 18 lipca 2013
Data premiery w Polsce: 26 lipca 2013
 Kraj produkcji: Stany Zjednoczone
Język oryginału: angielski
Czas trwania: 112 minut
Reżyseria: James Wan
Scenariusz: Chad Hayes, Carey Hayes

Opis fabuły (wg Wikipedia)
Lorraine Warren (Vera Farmiga) i Ed Warren (Patrick Wilson) są badaczami zjawisk paranormalnych. Pewnego dnia zostali wezwani przez rodzinę na odludnej farmie. Okazuje się, że w ich domu mieszka tajemnicza zjawa nie dająca im spokoju. W domu rodziny napotykają klasyczne oznaki demonów. Para badaczy staje do walki z najstraszniejszym demonem, z jakim kiedykolwiek mieli do czynienia.

Moja opinia:
Zamknięta piwnica, skrzypiące schody, trzaskające drzwi, dzieci, które mają niewidzialnych przyjaciół.  Z jednej strony to może być po prostu stary dom, gdzie deski są spróchniałe, wiatr zamyka drzwi, a dzieci bawią się, mówiąc, że mają przyjaciela. Jednak to nie jest tak. To nie jest zabawa.
„Obecność" to jeden z tych filmów, który potrafi nastraszyć. Akcja, której się zbytnio nie śpieszy, pozwala nam przynajmniej po części poznać bohaterów; zarówno Warrenów, jak i rodziny mieszkającej w nawiedzonym domu; Perronów - gdyż tutaj reżyser postanowił przedstawić nam je obydwie. Na samą myśl - o ile to prawda, a nie kolejny tani chwyt reklamowy - że jakaś rodzina mogła przeżyć taki koszmar, aż mnie ciarki przechodzą. Z pewnością w rzeczywistości wyglądać to musiało jeszcze gorzej.
„Obecność" to bardzo dobry horror, a jak wiadomo, ciężko o taki w tych czasach. Polecam go każdemu. Ja zamierzam go obejrzeć drugi raz.

Moja ocena: 9/10 punktów


Recenzja filmu "Percy Jackson: Morze Potworów" by Lusieeek

Oryginalny tytuł: Persy Jackson: Sea of Monsters
Gatunek: familijny, przygodowy, fantasy
Rok produkcji: 2013
Data premiery za granicą: 7 sierpnia 2013
Data premiery w Polsce: 16 sierpnia 2013
 Kraj produkcji: Stany Zjednoczone
Język oryginału: angielski
Czas trwania: 107 minut
Reżyseria: Thor Freudenthal
Scenariusz: Marc Guggenheim

Opis fabuły (wg Wikipedia)
Perseusz Jackson, zwany Percym, to nastoletni syn greckiego boga morza, Posejdona. Chłopak mieszka i uczy się w obozie półkrwi. Pewnego dnia podczas zawodów wielki mechaniczny byk przebija się przez barierę. Annabeth Chase córka Ateny opowiada, że ktoś zatruł drzewo, które roztacza wokół Obozu Herosów ochronną granicę. Żeby uleczyć roślinę i odbudować banerę zapewniającą półbogom bezpieczeństwo, niezbędne jest złote runo – magiczna skóra skrzydlatego barana. Percy wyrusza więc po nie na Morze Potworów. Na jego wodach leży wyspa, gdzie ukryte jest runo. Okazuje się też, że w tym samym miejscu olbrzym Polifem więzi satyra Grovera, przyjaciela młodego herosa. Annabeth i Percy dostają się na statek i spotykają Clarisse La Rue, córkę boga Aresa, która także szuka uzdrawiającej, złotej skóry. Towarzyszy im też cyklop Tyson, przyrodni brat Percy'ego. Niedaleko celu podróży statek atakują Scylla i Charybda – czyhające na żeglarzy morskie potwory – i zatapiają go...

Moja opinia:
Poprzednia część bardzo mi się spodobała, więc postanowiłam również obejrzeć drugą, majac nadzieję, że będzie równie niesamowita i mnie zachwyci. No cóż... tak nie było.
W tej części młody półbóg musiał odnaleść złote runo, które jako jedyne dałoby radę uratować drzewo, sprawiające barierę ochronną nad Obozem Herosów. Oczywiście nie tylko musi pokonać mityczne stwory, lecz także jednego z potomków greckich bogów.
Morze potworów jest głównym motywem tego filmu - a przynajmniej tak sądzę - lecz mimo to było tych stworów mało. Czasami trudno odnaleść się, co jest głównym wątkiem, te potwory, czy jednak Percy? W niektórych momentach ten chłopak wydaje się być wręcz przytłoczony przez resztę półbogów. Nie, tak nie powinno być.
Podsumowując: film nie był zły, jednak mógł być lepszy, aby przynajmniej dorównać poprzedniej części. To czy chcecie - lub nie - obejrzeć ten film, zależy od was.

Moja ocena: 6,5/10 punktów


Recenzja książki "Cienie" by Lusieeek


Autor: Amy Meredith

Tytuł: Cienie

Oryginalny tytuł: Shadows

Gatunek: 

Cykl: Dotyk Ciemności

Rok wydania: 2010

Przekład: Alicja Marcinkowska

Wydawnictwo: Amber

Liczba stron: 248

Liczba rozdziałów: 25

Pierwsze zdanie: Duch prześliznął się między dwiema sosnami, bezszelestnie, nie zostawiając śladów na pokrytej igliwiem ziemi. Nagle zatrzymał się, jakby coś wyczuł - coś żywego.


Fabuła:
Eve jest ładna, popularna, mieszka we wspaniałej rezydencji w Hamptons, kocha zakupy i designerskie ciuchy. I nie ma większych zmartwień poza tym, że zdarza jej się przekroczyć wyznaczony przez rodziców limit na karcie kredytowej. Do czasu…
Pewnego dnia w jej liceum zjawia się dwóch nowych chłopców.
Luke, który zmienia dziewczyny jak rękawiczki, od razu wpada jej w oko.
Tajemniczy, małomówny Mal działa na nią jak magnes.
Obaj są fantastyczni, a wybór trudny. Zwłaszcza kiedy Eve odkryje, że nieprzypadkowo przybyli do miasta, w którym nagle zaczyna roić się od demonów.

Moja ocena:
W trakcie trwania wakacji miałam wyjechać do babci. A że ona nie ma komputera, nie mówiąc o intenrecie, postanowiłam zabezpieczyć się w książki. No i wybrałam kilka - w tym właśnie "Cienie". Powieść spodobała mi się od razu, przede wszystkim dlatego, że to książka o demonach, czarownicach... W skrócie mówiąc o wszytkim, co lubię.
Muszę przyznać, że z główną bohaterką - nastoletnią Eve utorzsamiałam się ja sama, jako Luke'a wyobrałażałam sobie Luke'a Hemmingsona, a rolę tajemniczego Mala odgrywał Zayn Malik. Tak łatwiej było mi się "wplątać" w opisywane historie, a także bardziej "żyć" tymi historiami.
Jednym słowem bardzo mi się spodobała książka. Trzecią część kupiłał, gdy zamawiałam przez internet książki. Teraz trzeba przekonać mamę, aby zgodziła się na zakup czwartej części.

Moja ocena: 9/10 punktów.


Recenzja książki "Zabójczy gatunek" by Lusieeek


Autor: Dave Freedman

Tytuł: Zabójczy gatunek

Oryginalny tytuł: Natural Selection

Gatunek: thriller/ sensacja/ kryminał

Cykl: Danse Macabre

Rok wydania: 2008

Przekład: Robert P. Lipski

Wydawnictwo: G+J Gruner+Jahr PL

Liczba stron: 438

Liczba rozdziałów: 96

Pierwsze zdanie: „Potwory nie istnieją... prawda?"

Fabuła:
Zespół biologów staje u progu wstrząsającego odkrycia. Olbrzymi drapieżnik, żyjący w głębinach oceanu, zmienia swoje zachowanie i staje się niebezpieczny dla ludzi. Trwa pościg za nim. Naukowcy docierają do najbardziej egzotycznych zakątków świata, na dno oceanu, w ostępy tajemniczego lasu ogromnych sekwoi i do nieznanego kompleksu wielkich jaskiń. Wspólnie przeżywają miłosne wzruszenia, radość przyjaźni, moc lojalności i gorycz zdrady.
Kiedy zaczną ginąć ludzie, stawka w tej grze błyskawicznie zaczyna rosnąć. A wówczas rozpoczyna się prawdziwe polowanie.

Moja ocena:
Jest to kolejna książka, w którą zaopatrzyłam się na pobyt u babci. Zaciekawił mnie już sam tytuł, chodź nie nastawiałam się na jakiś cud; coś  w stylu horrorów z TVPuls; dużo krwi, mało akcji. Jednak tutaj nie do końca tak było.
Ogólnie akcja początkowo rozgrywa się dość wolno, ale potem przyśpiesza. W niektórych momentach aż trudno odsunąć się od czytania. Jest napisana z dwóch perspektyw; jednej ludzi, którzy stopniowo poznają stwory morskie, a z drugiej właśnie tych "potworów" głębin, gdzie tłumaczone jest, dlaczego one zachowują się tak, jak się zachowują. Zainteresowały mnie również  teorie i motywy biologiczne, za których dodanie jest wielki plus. Tak naprawdę można wiele z tej książki wynieść.
Jestem zadowolona, że sięgnęłam po tę książkę i nie żałuję czasu, przez który ją czytałam. Zamierzam przeczytać pozostałe powieści z cyklu.

Moja ocena: 6,5/10 punktów.


Recenzja książki "Piękni i Martwi" by Lusieeek

Autor: Yvonne Woon

Tytuł: Piękni i Martwi

Oryginalny tytuł: Dead and  Beautiful

Gatunek: fantasy

Cykl: Piękni i Martwi

Rok wydania: 2010

Przekład: Ewa Skórska

Wydawnictwo: Amber

Liczba stron: 416

Liczba rozdziałów: 22

Pierwsze zdanie: „Nie wiedziałam o śmierci nic, dopóki nie zaczęłam uczyć się filozofii."

Fabuła:

Szesnastoletnia Renée po tragicznej śmierci rodziców zostaje wysłana do tajemniczej Akademii Gottfrieda. Tam wśród zagadkowych uczniów spotyka Dantego i od pierwszego spojrzenia wie, że są sobie przeznaczeni. Myśli tylko o nim – co dzień piękniejszym, doskonalszym… i coraz bardziej niepokojącym. Czy jego sekret ma coś wspólnego z tym, co dzieje się w Akademii Gottfrieda? Dlaczego znikają uczniowie? Co ukrywa dyrektorka? I dlaczego Dante tak bardzo boi się miłości?
W dniu, w którym Renée pozna tajemnicę ukochanego, odkryje, że może stracić dla niego nie tylko serce, ale i duszę…


 Moja ocena:
Ta książka trafiła do mnie przypadkiem, akurat oddawałam już przeczytane dzieła i ktoś ją przyniósł. Zaciekawiła mnie okładka - nie ocenia się książki po okładce! - więc ją wzięłam, łącznie z dwoma innymi. Początkowo myślałam, że będzie przypominać Zmierzch - wampiry, wilkołaki - ale - całe szczęście! - się pomyliłam. Przeczytałam ją w dwa dni, praktycznie na jednym wdechu. Jest po prostu cudowna. Opowiada o dziewczynie, która jest normalną nastolatką, lecz jej życie diametralnie się zmienia, gdy znajduje swoich rodziców martwych w lesie. Dodatkowo dowiaduje się, że musi zostawić wszystko i wszystkich, by wyjechać z przybyłym jej dziadkiem. Zaczyna uczęszczać do Akademii Gottfrieda, gdzie panują surowe zasady. Ale pomimo uprzedzeń do każdego, zaprzyjaźnia się z Eleanor i zakochuje w Danie. Jednak jest ona dość wścibska i stara się odkryć tajemnice, których nie powinna. Niesie to za sobą niemiłe konsekwencje.
Książkę czyta się przyjemnie i szybko, jedynie denerwowały mnie nieliczne literówki. Zamierzam sięgnąć po kolejną część.

Moja ocena: 8,5/10


Recenzja książki "Tożsamość Anioła" by Lusieeek



Autor: L. H. Zelman

Tytuł: Tożsamość Anioła

Oryginalny tytuł: Dead and Beautiful

Gatunek: fantasy/ romans

Cykl: Tożsamość Anioła

Rok wydania: 2011

Wydawnictwo: Nasza Księgarnia

Liczba stron: 328

Liczba rozdziałów: 12

Pierwsze zdanie: „...I ujrzałem niebo w ogniu."



Fabuła:
Jeśli pewnego dnia okaże się, że jesteś aniołem i twoja obecność na ziemi to nie przypadek... Czy w to uwierzysz?
Andrea to wrażliwa i inteligentna dziewczyna, ale brak jej pewności siebie. Nawet kiedy Kaspar, najatrakcyjniejszy chłopak na studiach, okazuje jej zainteresowanie, nie potrafi mu zaufać. Kaspar budzi w niej niezrozumiały niepokój, tym bardziej że dookoła zaczynają się dziać rzeczy trudne do wyjaśnienia. Dziewczyna ma poczucie, że jej śladem ktoś podąża. Ktoś, kto nie jest człowiekiem...
Czy znajdzie w sobie siłę, by zmierzyć się z przeszłością i zmienić przyszłość?
Jak wiele można poświęcić dla miłości?

Moja opinia:
Tożsamość Anioła to książka, którą mogę zaliczyć do ulubionych, lecz szczerze mówiąc, gdybym wiedziała, że napisała ją Polka, to raczej bym jej nie wzięła; dotąd uważałam, że polskie dzieła pozostawiają wiele do życzenia (jak widać wiele jeszcze nie wiem i nadal można mnie zaskoczyć). Jednak teraz wiem, że to była dobra decyzja.
Według opisu z tyłu książki, to takie typowe romansidło. Jednak po zagłębieniu się w czytaną treść, można zobaczyć, że to tylko jeden z motywów opowieści. Opowiada ona również o nienawiści, złości, zazdrości, rozczarowaniu, ale także o odczuciach dziewczyny, która dowiaduje się dla niej szokującej prawdy. Nie wie, czy powinna wybierać między tym, co czuje, a tym, co właściwe.
Naprawdę jestem zafascynowana tą historią i z pewnością sięgnę po kolejne części - no i może w końcu zacznę czytać więcej polskiej strony pisarstwa, gdyż ta książka dowiodła, że warto.

Moja ocena: 9/10


Recenzja serialu "W garniturach" by Lusieeek

Oryginalny tytuł: Suits
Gatunek serialu: Prawniczy
Lata produkcji: od 2011
Data premiery za granicą: 23 czerwca 2011
Data premiery w Polsce: 23 lipca 2011
 Kraj produkcji: Stany Zjednoczone
Język oryginału: angielski
Czas trwania: ok. 42 minut
Scenariusz: Aaron Korsch

Opis fabuły (wg Wikipedia)
Mike Ross (Patrick J. Adams) to geniusz, który porzucił college. Zaprzepaścił marzenie o byciu adwokatem po tym, jak przyłapano go na sprzedawaniu córce dziekana egzaminów z matematyki. Wrodzona inteligencja, połączona z fotograficzną pamięcią sprawiają, że Mike zarabia na życie zdając testy za innych ludzi, takie jak LSAT (Test prawniczy).

Harvey Specter (Gabriel Macht) jest jednym z najlepszych adwokatów w Nowym Jorku, który niedawno awansował na stanowisko starszego partnera w firmie i musi zatrudnić współpracownika. Po przypadkowej rozmowie kwalifikacyjnej z Mike’iem, Harvey jest pod wrażeniem sprytu młodego człowieka, jego encyklopedycznej, prawniczej wiedzy oraz pragnienia bycia adwokatem, i zatrudnia go. Z uwagi na fakt, że Mike nie ukończył studiów prawniczych, a polityka firmy pozwala na zatrudnianie wyłącznie absolwentów Harvardu, obaj muszą udawać, że Mike ukończył tę uczelnię.
W firmie, Mike jest ciągle nękany przez młodszego partnera, Louisa Litta (Rick Hoffman), zazdrosnego rywala Harveya. Mike zaprzyjaźnia się z Rachel Zane (Meghan Markle), praktykantką, której strach przed egzaminem uniemożliwia jej ukończenie studiów prawniczych. Mike i Harvey często kłócą się z powodu naiwności Mike’a, jego etyki i skrupułów oraz nieczułości i twardego dowodzenia Harvey’a, ale mimo to są dobrymi partnerami, którzy pomagają sobie pokonać własne słabości.

 Moja opinia:
Na ten serial wpadłam w połowie lipca. Oglądnęłam pierwszy, drugi, trzeci odcinek... I naprawdę mi się spodobał. Jest to w sumie taka odskocznia od monotonnego oglądania kryminałów i dokumentów. Nie jest to taki typowy serial prawniczy, nie wszystko jest tu takie "sztywne" czy "suche".
Serial opowiada o 20-kilku letnim Mike, który przez błędy młodości nie ukończył wymaganej szkoły, aby stać się prawnikiem, jednak bardzo mu na tym zależy. Posiada wyjątkową umiejętność: wszystko, co kiedykolwiek przeczyta, momentalnie zapamiętuje. Dzięki determinacji dostaje pracę u boku starszego partnera - Harveya Spectera. Dodatkowo zostały wmieszane sprawy sercowe, nutki tajemnicy i dobry humor. Mieszanka idealna.
Polecam wszystkim, ten serial jest naprawdę świetny.

Moja ocena: 8,5/10 punktów


Recenzja książki "Pamiętnik Narkomanki" by Carolle


Autorka: Barbara Rosiek

Oryginalny tytuł: Pamiętnik Narkomanki

Gatunek: Autobiografia, pamiętnik

Data wydania: 2008r. (data przybliżona)

Wydawnictwo: Mawit Druk

Liczba stron: 304

Liczba rozdziałów: brak podziału na rozdziały

Pierwszy akapit: 21 marca 1973 roku
Pierwszy dzień wiosny. Wspaniały, słoneczny. Wszystko budzi się do życia. I we mnie coś się obudziło. Do głowy wpadł mi szalony pomysł. Poszłam na pierwsze w życiu wagary. Ja, wzorowa córka i uczennica.”


Opis książki (wg tyłu okładki):
To prawdziwe notatki dziewczyny, później kobiety, w których zamkniętych zostało piętnaście lat życia na krawędzi, we wciąż na nowo podejmowanej walce z nałogiem. Jej przejmujące, niejednokrotnie bardzo drastyczne świadectwo rodzi prawdę o piekle, jakim jest uzależnienie. Daty dzienne wyznaczają tu czas szkoły, pracy i wakacji, ale przede wszystkim czas życia i śmierci.

Moja opinia:
Książkę tę kupiłam na początku wakacji, nie wiedząc — tak naprawdę — w co się pakuję. Męczyłam ją ponad dwa miesiące, ponieważ jest to bardzo trudna i wyczerpująca historia. Teraz, gdy już ją skończyłam, nie za bardzo potrafię opisać tego, co czuję.
Główną bohaterką, jak i autorką książki, jest Barbara Rosiek, z początku nastolatka, która mieszkała w moim rodzinnym mieście — Częstochowie. Ze wzmożoną siłą czytałam kolejne strony utworu, będąc w szoku, ponieważ rozpoznawałam wszystkie opisywane w nim miejsca. Szczyt, Lubliniec, chata, liceum i aleje… przecież dobrze znam te okolice.
Książka uświadomiła mi wiele rzeczy. Po pierwsze, dała mi dużo do myślenia. Wcześniej nigdy nie wzięłabym narkotyku w dłoń, a teraz wystrzegam się go jeszcze mocniej. Nie miałam pojęcia, jak dużą ma on siłę oraz jak wiele osób popada w jego otchłań, aby swoje dalsze życie zamienić w otępiającą walkę, walkę, która dla większości od razu skazana jest na porażkę.
Czytając, coraz bardziej zagłębiałam się w relacje Basi z całym otoczeniem oraz jej nastawieniem do otaczającego nas świata. Zdałam sobie sprawę z tego, że w wieku trzynastu/czternastu lat była taką samą dziewczyną, jaką ja jestem teraz. Wszystko rozpoczęło się od dnia, kiedy po raz pierwszy w życiu poszła na wagary.
Potem mogłam już tylko czytać o braniu, ciągłym braniu. Majka, ziomki, hera, zupa, koka, kompoty i susz, a potem znów od początku. Wizyty w szpitalach, na komisariatach policji, w chacie, w psychiatryku, w MONARZE… Czasami zdaje mi się, że Basia była wszędzie.
Po zapaści, z której ledwo ją odratowano, postanowiła, że zmieni swoje życie. Miała dość otępienia, wywoływanego przez narkotyk, dość kontaktów z innymi ludźmi, które ograniczały się tylko do układów. Dość wszystkiego. Siebie również.
Zaczęła pisać. Poszła na studia.
Barbara Rosiek wyleczyła się z narkomanii, pokazała nam wszystkim, że jest silniejsza od pulsującego bólu w całym jej ciele, który aż rwał, aby tylko „wziąć strzykawkę i władować w kanał”.
Autorka „Pamiętnika Narkomanki” stała się dla mnie jednym z najjaśniej przyświecających mi przykładów. Niech będzie inspiracją także dla was oraz niech jej siła pomoże tym, którym jest jej brak.

Moja ocena: 10/10


Recenzja filmu "One Direction: This Is Us" by Carolle

Oryginalny tytuł: One Direction: This Is Us 3D (1D in 3D)
Gatunek: Dokumentalny, Muzyczny
Rok produkcji: 2013r.
Data premiery za granicą: 28 sierpnia 2013r.
Data premiery w Polsce: 30 sierpnia 2013r.
Kraj produkcji: Stany Zjednoczone (USA)
Język oryginału: angielski
Czas trwania: 92 minuty
Reżyseria: Morgan Spurlock
Scenariusz: brak
Budżet: 10 000 000 $

Opis fabuły (wg CinemaCity):
 Młodość, charyzma i niesamowity talent – to może być tylko One Direction. Film o 5 zwykłych chłopakach, którzy niemal z dnia na dzień podbili serca milionów nastolatków.
 „This Is Us” – to film, który opowiada niezwykłą historię drogi do sławy 5 brytyjskich nastolatków – Nialla, Zayna, Liama, Harry’ego i Louisa. Od ich skromnych początków w rodzinnych miejscowościach, przez udział w brytyjskim X-Factorze, podboju świata i występie w słynnej londyńskiej O2 Arena. Reżyserem filmu jest nominowany do Oscara Morgan Spurlock – autor kultowych dokumentów „Super Size Me” i „Comic Con Epizod V: Fani kontratakują”.

Moja opinia:
 Jako że zespół One Direction bardzo lubię, sama informacja o tym, że do kin trafi ich film biograficzny wywołała we mnie pozytywne emocje. Film zobaczyłam premierowo w kinie oraz także kilka razy w domu na DVD. Stał on się czymś, co biorę w ręce, kiedy czuję, że brak mi wiary w siebie lub cokolwiek innego, sprawiającego, że nie jestem taka, jaka powinnam być.
Chłopcy pokazują w filmie, że ich niemały sukces w żaden sposób nie jest chwytem marketingowym. Sam brak scenariusza potwierdza fakt, że na ekranie są stuprocentowo naturalni. Na filmie możemy ujrzeć sceny prosto z ich życia: sposób, w jaki spędzają wolne dni oraz jak pracują w pocie czoła. Spotkania z rodziną stały się dla nich teraz świętem, a jak przyznają ich mamy: czasami nie wiedzą nawet, w jakim miejscu na świecie są ich dzieci. Chłopy pokazują, jak starają się – mimo braku czasu – utrzymywać kontakty z bliskimi. Obserwujemy, jak z piątki nieznajomych dla siebie nastolatków stają się piątką najdroższych na świecie braci.
W filmie nie zabrakło również osób, które przyczyniły się do tego, że są znani na całym świecie, i chodzi mi tu nie tylko o management, ich mentora – Simona Cowella, wytwórnię, tekściarzy czy producentów, ale o największą grupę całego wsparcia: fanów.
Fani One Direction to Directioners, a w filmie znalazło się miejsce również dla nich: powiedziałabym nawet, że są jednym z głównych tematów produkcji. Na ekranie widzimy relację między chłopcami, a ich fanami, widzimy wzajemny szacunek i oddanie. Szczególnie ujmująca jest scena, kiedy Liam macha do fanów stojących pod areną w Weronie. To dobry przykład na to, jak wielu wielbicieli ma zespół i jak bardzo prawdziwi są w tym, co robią.
Ale film to nie tylko fani, osoby przyczyniające się do rozwoju zespołu, ich rodziny, ani relacje między członkami. To całe ich życie. Życie zespołu, który przegrał X-Factor, ale zaczyna powoli wygrywać świat.
Zmierzamy się z trudnościami na drodze do ich sukcesu, możemy poczuć to, co czują oni.
Film jest w stu procentach prawdziwy i nie ma w nim żadnego fałszu. Nie jestem tu stronnicza!
Sądzę, że warto go obejrzeć i przez to zmienić swoją – bardzo często błędną – opinię na temat zespołu, wykreowaną przez plotki niosące się po całym internecie.
Skoro One Direction na filmie – oraz w życiu codziennym – pokazują nam prawdziwych siebie i są szczerzy wobec nas, to dlaczego my mamy odwdzięczać się czym innym?

Moja ocena: 10/10


Recenzja filmu "Step Up: All In 3D" by Carolle
*odnoszę się do 5. części tej serii*


Oryginalny tytuł: Step Up: All In 3D
Gatunek: Muzyczny, Dramat, Romans
Rok produkcji: 2014r.
Data premiery za granicą: 10 lipca 2014r.
Data premiery w Polsce: 18 lipca 2014r.
Kraj produkcji: Stany Zjednoczone (USA)
Język oryginału: angielski
Czas trwania: 112 minut
Reżyseria: Trish Sie
Scenariusz: John Swetnam
Budżet: 98 000 000 $ (na wszystkie pięć części)
Kontynuacja: Step Up: All In 3D jest kontynuacją poprzednich czterech części serii

Opis fabuły (wg Cinema City):
Bohaterowie najbardziej roztańczonej serii w historii kina powracają, by zmierzyć się o tytuł najlepszych na świecie. Stawką jest lukratywny kontrakt w najlepszym klubie Las Vegas.
Do rywalizacji we wnętrzach luksusowego hotelu Valhalla w Las Vegas przystąpią uwielbiani przez widzów uczestnicy wcześniejszych tanecznych turniejów: Sean (Ryan Guzman), Andie (Briana Evigan), Moose (Adam Sevani), Jenny Kido (Mari Koda), Eddy (Misha Gabriel), Camille (Alyson Stoner), Jason (Stephen 'tWitch' Boss), Hair (Christohper Scott), Monster (Luis Rosado), Vladd (Chadd Smith) i bliźniaki Santiago (Martin Lombard i Facundo Lombard). Wszyscy oni sprawią, że parkiety Miasta Grzechu rozgrzeją się do czerwoności.
Zamienią Las Vegas w Miasto Zmysłów.

Moja opinia:
Nigdy nie byłam fanką filmów muzycznych, które mają głównie artystyczne podejście do rzeczywistości. Wcześniej nie zdarzyło mi się, abym obejrzała film opowiadający o tańcu.
Step Up: All In to piąta część serii owych filmów. Idąc do kina, aby obejrzeć roztańczoną opowieść na dużym ekranie wraz z moją przyjaciółką, nie miałam pojęcia, o czym będzie film, ponieważ nie oglądałam czterech poprzednich części. Do obejrzenia go zachęciła mnie moja przyjaciółka i poszłam głównie tylko za jej namową.
Z początku nie potrafiłam zapamiętać, kto jest kim i jak się nazywa. Dlatego też moja towarzyszka co chwilę dopowiadała parę słów o bohaterach. Okazało się, że nie są to przypadkowi tancerze – każdy z nich wystąpił już wcześniej w jakiejś z części serii Step Upów.
Może fabuła filmu była dość oklepana, bo cały konkurs dla tancerzy, wątek miłosny i przymusowa rywalizacja między przyjaciółmi nie jest czymś niezwykłym, ale mimo to bardzo spodobały mi się wydarzenia wyświetlone na wielkim ekranie w kinie. Od początku mogłam zauważyć pasję, z jaką mieli do czynienia tancerze i wszystkie emocje, które przekazywali mi, będąc na parkiecie.
Miałam „gęsią skórkę”, kiedy pod koniec filmu Ekipa oraz LMNTRIX złączyli swoje siły, aby NIE wygrać konkurs, a po prostu przeżyć najlepszą noc w swoim życiu, dobrze się bawiąc i po prostu… tańcząc. Pokazali na co ich stać, niektórzy przełamali swoje lęki albo zmienili sposób myślenia na lepszy.
Film „Step Up: All In” był najbardziej pozytywnym filmem, jaki miałam okazję zobaczyć w ciągu ostatniego czasu. Pasja, przyjaźń, miłość – chyba wszyscy tego pragniemy, prawda?

Moja ocena: 10/10


Recenzja serialu "Pamiętniki Wampirów" by Carolle
*zwiastun 1. sezonu*


Tytuł: Pamiętniki Wampirów
Oryginalny tytuł: The Vampire Diaries
Gatunek serialu: Dramat, Horror, Romans, Fantasy, Akcja
Lata produkcji: od 2009
Data premiery za granicą: 10 września 2009
Data premiery w Polsce: 2 listopada 2009
 Kraj produkcji: Stany Zjednoczone (USA)
Język oryginału: angielski
Czas trwania: ok. 41 minut
Scenariusz: Julie Plec, Kevin Williamson, Caroline Dries (oraz inni)
Na podstawie: seria książek „Pamiętniki Wampirów” L. J. Smith
Ilość sezonów: 5 (zbliża się premiera szóstego)

Opis fabuły (wg Filmweb):
 Po niemal półtora wieku Stefan Salvatore powraca do swojego rodzinnego miasteczka. Poznaje tam Elenę. Jej twarz do złudzenia przypomina wampirzycę, która uczyniła go nocnym łowcą. Do miasteczka powraca również brat Stefana - Damon. Niezwykły plan, który Damon zamierza wprowadzić w życie odkryje tajemnice z przeszłości oraz pociągnie za sobą wiele ofiar, gdyż powiedzenie "dążyć do celu po trupach" traktuje on wyjątkowo dosłownie. Oprócz Eleny, Stefana i Damona poznajemy również innych mieszkańców miasteczka Mystic Falls. Jeremy, młodszy brat Eleny, którego rozpacz po tragicznej stracie rodziców popycha w kierunku narkotyków. Matt, który pomimo iż nie może zaakceptować faktu, że jego związek z Eleną rozpadł się, nadal stara się być jej przyjacielem. Bonnie, która przypadkiem odkrywa iż ma zdolności magiczne. Caroline, beztroska blondynka, która choć nikogo i niczego nie potrafi traktować poważnie, w skrytości ducha marzy by stać się kimś lepszym, aby zasłużyć na miłość. Tyler, który choć wychowany został w szanowanej rodzinie nie potrafi okazywać szacunku zarówno własnej dziewczynie, jak i kolegom. W żyłach każdego z nich płynie krew ich przodków, którzy w 1864 roku znali wampirzycę Katherine i braci Salvatore.

Moja opinia:
Serial poleciła mi moja przyjaciółka, która była jego fanką już od dobrych dwóch lat, kiedy ja się o nim dowiedziałam. Były to akurat wakacje, więc pomyślałam: dlaczego mam nie obejrzeć, skoro jest tyle wolnego czasu? I właśnie w ten sposób się wciągnęłam.
Pierwszych odcinków nie pamiętam już zbyt dobrze, bo oglądałam jest już dawno temu, ale wiem, że z początku w ogóle nie przypadły mi do gustu. Nawet fabuła wydała mi się skądś znajoma. Akcja biegła szybko, pocałunek głównych bohaterów wydarzył się już w pierwszych odcinkach. Oprócz tego imprezy i normalne życie kilku nastolatków – to było to, co serial ofiarował na początku.
Jednak potem to poszło „tak po prostu”, fabuła stawała się coraz bardziej poplątana, dużo wątków zmieszało się ze sobą, aktorzy grali coraz lepiej, a akcja zwolniła, mimo że wciąż coś się działo.
Potem do gry weszły wampiry, a główna bohaterka będąca człowiekiem, wciągnęła się w inny, tajemniczy i nieznany dla niej świat.
Oglądając serial, wciąż towarzyszy nam uczucie niedosytu. Chcemy więcej i więcej, przez co oglądamy kolejne odcinki, aż w końcu jesteśmy na bieżąco, a czas sprawia, że jeszcze bardziej się ekscytujemy, nie mogąc doczekać się dalszego rozwoju akcji.
Patrząc na to teraz, kiedy skończyłam oglądać piąty sezon i z utęsknieniem czekam na następny, nie widzę końca tej wspaniałej opowieści. Coś nowego wciąż się pojawia, a fabuła mnie zaskakuje.
Próbowałam czytać książki, na podstawie których „Pamiętniki Wampirów” ukazały się na ekranie, jednak we znaki daje się moje przywiązanie do serialu, w którym dużo wątków jest całkowicie zmienionych. Po za tym, nie za bardzo podoba mi się styl pisania autorki serii, jednak to już jest tylko moja opinia.
Za to gorąco polecam serial. I warto jest przetrwać pierwsze dziesięć odcinków.

Moja ocena: 9/10


Recenzja serialu "Pierwotni" by Carolle
*zwiastun 1. sezonu*


Tytuł: Pierwotni
Oryginalny tytuł: The Originals
Gatunek serialu: Dramat, Horror, Fantasy
Lata produkcji: od 2013
Data premiery za granicą: 25 kwietnia 2013
 Kraj produkcji: Stany Zjednoczone (USA)
Język oryginału: angielski
Czas trwania: ok. 40 minut
Reżyseria: Chris Grismer, Ashley Lyle, Bart Nickerson (i inni)
Scenariusz: Julie Plec, Michael Narducci, Ashley Lyle (i inni) 
Ilość sezonów: 1 (zapowiedziana została kontynuacja)

 Opis fabuły (wg Filmweb):
Opowieść o najstarszej rodzinie wampirów na świecie, która zobowiązała się przed wiekami pozostać na zawsze razem. Klaus (Joseph Morgan), pół wampir, pół wilkołak, powraca do Nowego Orleanu – miasta, które wraz z najbliższymi wybudował kilkaset lat temu. Spotyka się z Marcelem (Charles Michael Davis) posiadającym całkowitą kontrolę nad mieszkańcami. Dowiaduje się także, że Hayley (Phoebe Tonkin) przebywa we francuskiej dzielnicy, poszukując wskazówek dotyczących historii jej rodziny.

Moja opinia:
„Pierwotnych” postanowiłam zacząć oglądać po sukcesie „Pamiętników Wampirów”, gdzie już wcześniej poznałam rodzinę najstarszych wampirów na świecie. Serial jest dopiero świeży, ponieważ ma tylko jeden sezon, lecz na pewno jest warty tego, aby go obejrzeć.
Fabuła, podobnie jak w „Pamiętnikach Wampirów” jest bardzo konkretnie rozbudowana. Kto został wielbicielem serii L. J. Smith, na pewno zakocha się również w „Pierwotnych”.
Cała akcja rozgrywa się w Nowym Orleanie, który kiedyś był domem najstarszej rodziny wampirów na świecie, a teraz Pierwotni postanowili go odzyskać i zgodnie z obietnicą złożoną sobie przed wiekami, chcą pozostać na zawsze razem.
Jednak sprawy się skomplikują, a przed wampirami staną nowe kłopoty – z początku będą mieli do czynienia z Marcelem, wampirem, którego życie zmienił na lepsze Klaus, a potem również z czarownicami i wszystkim innym, co pociągnie się wraz z dalszą akcją. Do tego w końcu dojdzie również Hayley, bo okaże się, że nosi ona w sobie dziecko Klausa.
Przed rodzeństwem Pierwotnych stanie dużo ciężkich decyzji, a odzyskanie domu rodzinnego będzie o wiele trudniejsze niż myśleli. Możliwe, że będą musieli się rozdzielić, tym samym nie dotrzymując złożonej sobie obietnicy.
Serial jest pełen ciekawych wątków i niespodziewanych zwrotów akcji. Bohaterowie zostali przedstawieni co najmniej po królewsku, jak prawdziwa, najstarsza, najsilniejsza i najbardziej wpływowa rodzina wampirów na świecie.
Już zapowiedziano, że pojawi się drugi sezon tej wspaniałej opowieści, więc czekam na niego z niecierpliwością. A wam wszystkim polecam „Pierwotnych”. Naprawdę warto!

Moja ocena: 8/10


Recenzja serialu "Słodkie Kłamstewka" by Carolle
*zwiastun 5. sezonu*


Tytuł: Słodkie Kłamstewka
Oryginalny tytuł: Pretty Little Liars
Gatunek serialu: Dramat, Thriller
Lata produkcji: od 2010
Data premiery za granicą: 8 czerwca 2010
Data premiery w Polsce: 16 lipca 2011
 Kraj produkcji: Stany Zjednoczone (USA)
Język oryginału: angielski
Czas trwania: 43 min. – 45 min.
Reżyseria: Norman Buckley, Elodie Keene, Liz Friedlander (i inni)
Scenariusz: Bryan M. Holdman, Maya Goldsmith, Tamar Laddy (i inni)
Na podstawie: seria książek „Słodkie Kłamstewka” Sary Shepard
Ilość sezonów: 5

 Opis fabuły (wg Wikipedia):
Rosewood to małe miasteczko – nikt nie podejrzewał, że kryje ono tak wiele tajemnic. Te najgorsze należą do grupy najładniejszej dziewczyny w mieście – Alison. Członkiniami są: Aria, Spencer, Hanna i Emily . Alison, liderka grupy, zniknęła w tajemniczych okolicznościach, a reszta dziewcząt przysięgła, że nigdy nie wyjawią co tak naprawdę się wtedy stało. Sekret miał zacieśnić ich więzi, jednak staje się odwrotnie. Po roku, dziewczyny zaczynają dostawać wiadomości od "A" zawierające informacje, o których wiedziała tylko Alison. Jest to tym bardziej przerażające, że pierwszą wiadomość SMS otrzymały w dniu pogrzebu Alison. Ktokolwiek wysyła wiadomości, zdaje się znać wszystkie ich sekrety, prześladuje je i obserwuje każdy ich ruch. Dziewczyny ponownie się zaprzyjaźniają. Jednak czy przyjaźń przetrwa pomimo, że ich mroczne sekrety, które są śmiertelnie niebezpieczne, mogą zostać wydane w każdej chwili?

Moja opinia:
Z serialem spotkałam się w zeszłoroczne wakacje, kiedy jedna z moich znajomych – wierna fanka kłamczuch – przesłała mi link do pierwszego z wielu odcinków opowieści. Uznałam, że jeśli obejrzę to nic się przecież nie stanie i w ten sposób się zakochałam.
Bardzo spodobała mi się fabuła. Lubię oglądać seriale i filmy, które nigdy nie stoją w miejscu z akcją. A w tym przypadku było to praktycznie niemożliwe.
Scenarzyści - na podstawie książek Sary Shepard - przedstawiają nam życie pięciu zwyczajnych nastolatek, które zmienia się w koszmar, kiedy jedna z nich ginie w nieokreślonych okolicznościach.
Po pewnym czasie zaczynają one dostawać tajemnicze smsy od kogoś, kto podpisuje się jako „A”. Z początku myślą, że może to być Alison – ich zaginiona przyjaciółka, jednak niedługo potem treść smsów nabiera innego kształtu i wtedy są już pewne: ktoś je prześladuje.
Hanna, Aria, Spencer i Emily prowadzą niespokojne życie, na sumieniu mając śmierć Alison, która spowodowała, że oddaliły się od siebie. Smsy od „A” na nowo sprawiają, że dziewczyny stają się sobie bliskie i razem próbują dowiedzieć się, kim jest ich nadawca.
Serial jest bardzo nieprzewidywalny, dziewczyny wciąż natrafiają na nowe ślady, co bardzo często kończy się dla nich z niekorzyścią. Ale jedno wciąż pozostaje niezmienne: nigdy nie przestają szukać.
W końcu przychodzi czas, kiedy wszystko zmienia swój tor, a one muszą zacząć podejmować trudne decyzje. Dzieje się wiele niedobrych rzeczy. To kiedyś musi się przecież skończyć.
Ale czy się skończy? Obejrzałam już cztery pełne sezony i zaczęłam również piąty. Mimo że przyjaciółki trafiają na tysiące przeróżnych tropów, nigdy nie kończy się to sukcesem.
Oprócz tego, do tej pory myślano, że Alison nie żyje. Nagle wszyscy dowiadują się, że to nieprawda. A w mieście wciąż umierają kolejni ludzie. Co będzie dalej? Tego nie wiem. Ale nie mogę doczekać się, aż w końcu wyjdzie na jaw kim jest „A” i jaki cel ma w prześladowaniu dziewczyn. Bardzo polecam ten serial, szczególnie na bezsenne noce.

Moja ocena: 10/10


Ocena Specjalna: Ocena bloga Honoraty HONEY Skarbek by Carolle

Oceniająca: Carolle
Autor: Honey



Kim jest Honey i skąd się wzięła? (wg. Wikipedia)
Honorata HONEY Skarbek to urodzona w Zgorzelcu dwadzieścia dwa lata temu (23.12.1992r.) polska wokalistka, autorka tekstów i bloggerka modowa.
Jako wokalistka, zadebiutowała albumem „Honey” wydanym 28 marca 2011 roku, z którego pochodzą przeboje „No One”, „Runaway” i „Sabotaż”. Wystąpiła jako support podczas pierwszego koncertu Justina Biebera w Polsce, który odbył się 25 marca 2013 roku w łódzkiej hali Atlas Arena. 16 kwietnia 2013 roku odbyła się premiera drugiego albumu studyjnego wokalistki pt. „Million”, który promowany był singlami „LaLaLove”, „Nie powiem jak” i „Insomnia”.  Chwilę potem piosenkarka stworzyła własną kolekcję ubrań, również pt. „Million”.
14 lipca 2014 roku wydane przez piosenkarkę albumy „Honey” i „Million” pokryły się złotem.


Pierwsze wrażenie 5/10
Kiedy patrzę na bloga po raz pierwszy, zauważam okładkę singla „GPS”, która jest nagłówkiem i reklamą teledysku jednocześnie. Ciekawie.
Bardzo lubię Honey, jako człowieka i jako artystkę, lubię jej piosenki, lubię słuchać przeprowadzanych z nią wywiadów, ponieważ mówi mądrze, a przynajmniej tak mi się zdaje, dlatego do czytania jej zapisków na blogu podchodzę z zapałem. Nawet wybaczam bardzo ubogą szatę graficzną witryny. Myślę sobie, że może Honey nie wie, jak urozmaicić bloga graficznie. Wtedy też uznaję, że nikt nie jest we wszystkim dobry i całkiem ją rozumiem, szczególnie, że ja również z grafiką się nie koleguję. Jednak potem patrzę na to z drugiej strony: skoro nie umie, to czemu nie zleci tego komuś innemu? Bogata, sławna, kobieta ze znajomościami (i pieniędzmi, które może wydać na grafika)… I w końcu nie wiem, dlaczego blog został pozostawiony w takim stanie. Dochodzę do wniosku, że ważniejsza jest dla niej treść, niż dbałość o szczegóły — nie mam nic przeciw temu, jednak mam nadzieję, że osoby wchodzące na jej bloga również nie są przeciw i zatrzymują się na tej stronie dłużej.
Oryginalność? Na pewno nie w grafice. Ale przekonam się, kiedy przeczytam parę postów.
Adres bloga, tak samo jak jego tytuł mówią nam o tym, że jest to oficjalna strona Honoraty HONEY Skarbek. Mam nadzieję, że wszystkie notki pisze sama wokalistka — przecież nie zajmuje się tylko śpiewaniem, jest także bloggerką.
W oczy rzuca mi się duża reklama, która po wejściu na bloga wyskakuje na mój ekran i totalnie wszystko mi zasłania. Kiedy ją skasuję, zauważam kolejne — te są już mniejsze, ale nie da się ich usunąć. Wcale a wcale mi się to nie podoba.


Szata graficzna 3/10
Wiele o szablonie czy grafice bloga powiedzieć nie mogę. Tło jest białe, nudne, napisy czarne, zwykłe, a jedynym urozmaiceniem są zdjęcia dodawane przez bloggerkę. Za nagłówek służy okładka singla „GPS”, która promuje niedawno opublikowany wideoklip do tejże piosenki. Brak jakichkolwiek barw nadrabia ogrom informacji, które w postach przekazuje Honey. Rozumiem, że tak mała dawka grafiki jest nadrabiana przez treść. I chyba nawet o to chodzi na blogach artystów — przecież fani nie wchodzą na tę witrynę, aby podziwiać piękny szablon. Chcą za to faktów, nowości, informacji… i to też dostają. Mnie nie za bardzo się to podoba, jednak to tylko moja opinia, bo każdy ma inny gust, a o gustach się nie dyskutuje. Jestem perfekcjonistką, więc gdyby to był mój blog, dodałabym chociaż jakąś ramkę, wyróżniłabym tytuły postów, zrobiłabym Menu, zmniejszyła i obrobiła zdjęcia, cokolwiek.
Mimo wszystko, wygląd nie przeszkadza w czytaniu i nie kłuje w oczy. Nagłówek nie zachęca mnie do czytania bloga, zresztą i tak wcale nic mi o nim nie mówi. Przesadą są dla mnie aż cztery(!) reklamy o singlu oraz jego nowym teledysku. Jeśli ktoś zobaczy jedną, to pewnie go obejrzy, a dwie to już w ogóle. W takim razie po co jeszcze kolejne?
Blog nie jest przepełniony dodatkami, choć kilka ciekawych się na nim znajduje. Minusem są reklamy, których na blogu jest multum! Ale każde kliknięcie w reklamę to pieniądze, prawda?


Treść 30/30
Nie spotkałam się jeszcze z żadnym blogiem artysty, który pisałby na marne — zawsze znalazło się jakieś grono odbiorców, którzy doceniali zaangażowanie, talent lub po prostu sposób bycia takiego artysty. Tym razem również nie zmieniam zdania: skoro blog Honey uzyskał około stu milionów wyświetleń od rozpoczęcia swojej działalności, nie mogę powiedzieć, że pisanie go było złym pomysłem.
Podczas czytania zauważyłam, że posty pisze sama wokalistka. To duży plus dla takiej strony, no bo ile gwiazd nie wolałoby wynająć kogoś do uzupełniania bloga przy tak dużym natłoku innej pracy?
Artystka przekazuje poprzez notki dosłownie wszystko. Fani, jak i również ludzie nowi na jej stronie mogą dowiedzieć się o niej wszystkiego. Honey opowiada o różnych doświadczeniach — w życiu prywatnym, jak i również na planie, w studiu czy na koncertach i różnych, innych spotkaniach. Opisuje swoje emocje, z precyzją przekazuje uczucia, a co najważniejsze: wyraża wdzięczność. I nie zrobiła tego raz czy dwa — wciąż można zauważyć jej podziękowania dla wszystkich, którzy w jakikolwiek sposób pomogli jej w podróży, jaką teraz odbywa i w spełnieniu marzeń. Kontakt wokalistki z fanami jest niesamowity.
Każda notka bogata jest w zdjęcia, czasami również filmiki, a dla umilenia czasu lub zdobycia jakiejś nagrody związanej z artystką — konkursy. Dużo rozmyślań, refleksji i rad, a także humoru.
Styl pisania Honey jest dosyć zwyczajny, lecz nie spodziewajmy się żadnych rewelacji po kimś, kto pisze jedynie informacyjnie, robiąc to w przerwie między sesją zdjęciową a nagrywaniem nowego materiału muzycznego w studiu. Dobre jest to, że artystka nie popełnia wielu błędów, mimo tego że jej praca nie polega na byciu olimpijczykiem z języka polskiego (mając na myśli oczywiście śpiew, nie pisanie piosenek)!
Zrozumiałam cały tekst bez pomocy jakiegokolwiek słownika czy Wikipedii, a czytało mi się naprawdę bardzo przyjemnie. Dobrze jest czasami poczytać o życiu człowieka z publiczną pracą, który cię inspiruje (albo dopiero ZAinspiruje!).


Poprawność 19/30
Notki oceniane pod względem poprawności: „Zaczynamy!”, „Wyniki konkursu”, „Rimmel”, „Sopot Muzodajnia Gwiazd” oraz „Taniec z gwiazdami”.
Błędów nie było zbyt dużo i nie rzucały się one w oczy (chyba że mówimy o nieszczęsnym „dziękuje”, choć powinno być „dziękuję” – to się w oczy rzuca!), a na pewno nie czytało mi się przez nie gorzej.
Autorka często zapomina o „ę”, którego używamy, mówiąc/pisząc w pierwszej osobie liczby pojedynczej (np. „kupuję”, a nie „kupuje” – „kupuje” jest do osoby trzeciej l. poj.). Czasami zdarzyło się, że połknęła również przecinek lub nie postawiła spacji między wyrazem a myślnikiem.

*Ortografia 6/10
Zaczynamy!
…zamieszczając tu zdjęcia ciuchów, które kupuje… = „kupuję”

Wyniki konkursu
…dlatego też przeznaczyłam więcej płyt właśnie na tą kategorię. = „tę” kategorię
Oczywiście dziękuje za każde zgłoszenie, bo to co pisaliście i przesyłaliście w swoich meilach dla mnie było naprawde cudowne!  = „dziękuję” i „naprawdę”

*Interpunkcja 6,5/10

Zaczynamy!
Postaram się Wam również zaprezentować to o co wiele razy mnie prosiliście- moje "modowe" poczynania… = przecinek przed „o”, spacja między „prosiliście” a myślnikiem (myślnikiem, a nie dywizem!)

Wyniki konkursu
Cześć cześć! = przecinek po pierwszym „cześć”

Rimmel
…na którym uczestnik konkursu będzie wybijał rytm używając kosmetyków. = przecinek przed „używając”

Sopot Muzodajnia Gwiazd
Po występie zamówiliśmy z ekipą trzy wielkie pizze wypiliśmy kilka drinków… = przecinek przed „wypiliśmy”

Taniec z gwiazdami
Jak zapewne niektórzy z Was wiedzą, a inni zaś nie- zdecydowałam się na wzięcie udziału… = spacja między „nie” a myślnikiem
Wydaję mi się również, że taniec, śpiew i muzyka, tworzą nieodzowną całość, także nie wybiegam zbyt… = bez przecinka po „muzyka”


Dodatki 15/15
Na blogu znajduje się kilka ciekawych zakładek, a są to dokładnie: „Teledyski”, czyli miejsce, gdzie znajdziemy wszystkie nakręcone przez wokalistkę wideoklipy; „Biografia”, gdzie możemy uzyskać kilka najważniejszych informacji o karierze Honey; „Dyskografia”, która zaopatrzona jest w dwie płyty, „Honey” oraz „Million”; „Koncerty” — lista wszystkich jak dotąd zagranych przez artystkę występów; „Kontakt/Współpraca”, gdzie znajdziemy adresy mailowe managera i Honey oraz telefon do managementu; „Dzwonki” — czasoumilacze do ściągnięcia z piosenkami wokalistki oraz „C-THRU”, czyli trochę o marce, której Honey jest ambasadorką i konkursach z nią związanych.
Jest też kilka dodatków po lewej stronie bloga: reklama najnowszego singla wokalistki „GPS” oraz jego teledysk, Newsletter, krótka informacja o Honey, tłumacz Google, lista koncertów, reszta teledysków, Honorata Skarbek na Facebooku i Instagramie, linki oraz archiwum bloga.
Wszystkie linki i odnośniki działają prawidłowo, są poukładane, a wzięte w całość wyglądają estetycznie. Nie ma zbędnych zakładek.
Szczególnie spodobała mi się podstrona „Biografia”, ponieważ dowiedziałam się tam o kilku naprawdę ciekawych rzeczach, oczywiście wcześniej mi nieznanych i jestem pod wrażeniem sukcesów Honey!


Mowa końcowa:
Dodatkowe punkty od oceniającej: 10/10 punktów
Najbardziej spodobało mi się to, w jaki sposób wokalistka pisze o swoim życiu, jak opowiada o tym, co ją spotyka. Przekazuje dużo wspaniałych emocji i jest w nich wszystko: od radości, przez wzruszenie, po złość. Zawsze dodaje zdjęcia swoich modowych stylizacji, łapie duży kontakt z fanami i opowiada im o różnych ciekawostkach. Organizuje także konkursy! Ponadto dzieli się swoją muzyką, powiedziałabym nawet, że całą sobą.
Jedyne, co nie przypadło mi do gustu to grafika bloga, która, cóż, jest naprawdę dość uboga. Do tego mnóstwo reklam! Jest kilka rzeczy, które ja na miejscu Honey bym zmieniła, lecz zostawmy to jej. Może kiedyś pomyśli o tym, aby coś zmienić?
Honey spotkałam w swoim życiu dwa razy. Pierwszy raz na koncercie Justina Biebera, kiedy zobaczyłam ją w pomieszczeniu z barem dla VIPów, zaraz po jej występie na scenie. Nie dużo osób miało VIPowskie bilety, więc nie było tłumów — z czego oczywiście skorzystałam, podchodząc do niej, robiąc zdjęcie i chwilę rozmawiając. Drugi raz byłam na jej koncercie w Galerii Jurajskiej w Częstochowie, po występie rozdawała autografy, ale mimo że było mnóstwo osób, to przepchnęłam się do stoliczka, przy którym siedziała, zrobiłam zdjęcie, wzięłam podpis i znów udało mi się zamienić z nią parę słów. Przy obu spotkaniach okazała się być fantastyczną i szczerą osobą, kochającą swoją pracę. Była miła, sympatyczna i chociaż już przy drugim spotkaniu trochę zmęczona, to wciąż z uśmiechem na ustach i pozytywną energią w sobie! Za to ją uwielbiam.
Już na koncercie mówiłam jej, że zasłużyła na to, aby osiągnąć tak wielki sukces i życzyłam jej powodzenia w dalszej przygodzie z muzyką. Teraz również jej tego życzę, ale nie tylko w kwestii śpiewania, a pisania również!

Łącznie punktów: 82/105

Ocena: 


ok. 78% czyli Mocna Czwóra!


Poniżej po raz kolejny przedstawiamy plan na urodziny ↓

1. Dzień = Rys historyczny + IS w liczbach + Film o ISie
2. Dzień = Wywiady z członkami załogi
3. Dzień = Energylandia - opis wyjścia i atrakcji + groupon.pl - oszustwo czy naprawdę niższe ceny? Sprawdzenie.
4. Dzień = Grafika + Instrukcje
5. Dzień = TU JESTEŚ
6. Dzień = Zwiastuny
7. Dzień = Zabawy + Artykuły + Wiersze + Rymowanki + Rozwiązanie zabawy z Sekretnymi Stronami

Jeśli nie macie nas jeszcze dość polećcie IS na swoim blogu. Wystarczy, że umieścicie na nim nasz button. Znajdziecie go w zakładce „Button”. Jeśli zaś chcecie, aby ktoś z waszych czytelników przyłączył się do świętowania, możecie wrzucić do siebie także button urodzinowy ↓

Wskazówka do znalezienia kolejnej Sekretnej Strony:
Tyle już tych ocen było,
jeśli też chcesz jedną byłoby nam miło.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Poprzednie Notki